Hiszpania ma ten problem, że do uciszenia krytyków potrzebowałaby Leo Messiego. Tylko wtedy Vicente del Bosque nie byłby torturowany pytaniami, dlaczego gra bez napastników, choć to przecież nic innego jak próba znalezienia hiszpańskiego Messiego. To jest przewaga Portugalii: ona ma Cristiano w swoim naturalnym środowisku, tak podobnym do tego co otacza go w Realu, jak to tylko możliwe.
Trener Paulo Bento nawet nie zaprzecza, że skopiował to, co najlepsze, od Mourinho. Za całej kadencji Carlosa Queiroza Ronaldo, uwiązany wbrew swej woli w ataku jako samotny strzelec, miotający przekleństwa i jak na złość trenerowi marnujący sytuację za sytuacją, strzelił tylko dwa gole. A u Bento w samym barażowym rewanżu z Bośniakami – trzy. Tyle samo ma już w Euro 2012, atakując z lewej strony, pracując na drużynę i dostając od niej wsparcie.
Dwa lata temu w 1/8 finału mundialu Hiszpania ośmieszyła Portugalię, a Cristiano w szczególności. To była jednak wtedy inna Portugalia, firmowana zagubioną miną Queiroza. Dzisiejsza jest uporządkowana, pewna siebie, na fali. Ale determinacja Hiszpanów z Realu, by zatrzymać Cristiano, nie zmalała. To właśnie w obronie jest najwięcej przeciwników portugalskich rządów w klubie. Casillas nie boi się sprzeciwiać Mourinho, a Arbeloa kiedyś pobił się na treningu z Cristiano, gdy koledzy albo nie potrafili, albo nie chcieli ich rozdzielić w porę. To Arbeloę czeka najwięcej pojedynków z Cristiano.
Wczoraj na konferencji przed meczem Hiszpan opowiadał, że to przecież nic szczególnego grać przeciw trójce kolegów z klubu. – Będzie tak samo jak wtedy, gdy w lidze gramy przeciw kolegom z kadry. Nic specjalnego – mówił. A im dłużej tłumaczył, tym trudniej było mu wierzyć.
Sylwetki
Paulo Bento, trener reprezentacji Portugalii
Paulo Bento przejął drużynę w chaosie. Zrobił porządek twardą ręką, ale pełnego uznania się jeszcze nie doczekał. Jest najmłodszym trenerem Euro 2012 i najmniej gwiazdorskim. Nie znosi tego wszystkiego, co się ostatnio z Portugalią kojarzyło: egocentryzmu, bałaganu na boisku i poza nim. Nigdy by mu nie przyszło do głowy, żeby podczas turnieju negocjować przejście do klubu, jak to zrobił w czasie Euro 2008 Luiz Felipe Scolari. Nie mieści mu się w głowie, jak trener może rozmontować drużynę tak jak Carlos Queiroz podczas mundialu w RPA, tylko po to, by jego było na wierzchu. Wie, co mówi, bo sprzątał po Queirozie, gdy ten po mundialu zabagnił też Portugalii początek eliminacji do Euro 2012. Przyszedł jako trener drugiego wyboru, lekceważony przez tych, którym się marzyło, że Jose Mourinho jednak weźmie tę robotę, łącząc z trenowaniem Realu. Nikt o Bento nie powie złego słowa jako o człowieku, ale dobrego wodza trudno było w nim dostrzec. 43-letni trener nie wytrzymuje porównania nawet z młodszym klonem Mourinho, Andre Villasem-Boasem, który Porto prowadził do mistrzostwa i Pucharu UEFA, a Bento Sporting Lizbona tylko do drugich miejsc w lidze. Był za to od nich obu dużo lepszym piłkarzem, 35-krotnym reprezentantem Portugalii. Jego największym sukcesem jest przyłączenie Cristiano Ronaldo do Portugalii. Zrobił go kapitanem, pozwolił mu grać tak, jak lubi najbardziej: rozpędzać się, mieć swobodę wyboru i wsparcie w środkowym napastniku. To działa, choć nie wszystkim w smak powiedzieć to głośno. – Jest u nas taka mniejszość, która przed ćwierćfinałem trzymała kciuki, żebyśmy z turnieju wylecieli – mówi Bento. Ale jest coraz mniejsza. A dziś może się zupełnie rozpłynąć. —piw