Stanę na czele marszu

Przed exposé premiera Bronisław Komorowski domaga się działań na rzecz rodziny i armii.

Aktualizacja: 06.10.2012 16:09 Publikacja: 06.10.2012 08:10

Stanę na czele marszu

Foto: ROL

Kryzys to dziś najważniejszy temat nie tylko w mediach. Niedługo wystąpienie w Sejmie ma mieć premier Donald Tusk. Jak Pan ocenia pierwszy rok działalności tego rządu.

Bronisław Komorowski:

Do wygłoszenia expose jest kilku chętnych. Mam nadzieję, że te liczne wystąpienia licznych „premierów" nie będą sobie stawiały za cel straszenia Polaków i wywoływania paniki, co mogłoby doprowadzić do znaczącego spadku konsumpcji i ograniczenia inwestycji. Po pierwsze nic nie wskazuje na to, by do Polski nadciągała jakaś katastrofa. Na tle Unii Europejskiej jesteśmy wyjątkowym krajem, który może się pochwalić nieprzerwanym wzrostem gospodarczym od dwudziestu lat. Choć dynamika tego wzrostu jest różna, choć widać spowolnienie, gospodarka – choć powoli – to jednak nadal rośnie.

Jeśli coś zawali wójt albo urzędnik, od razu mówimy, że zawaliło państwo

W dodatku nie jesteśmy jedynym krajem w Unii Europejskiej, którego gospodarka rośnie, a to sygnał poprawy. Być może zbyt wolno, ale to sygnał, że Europa jako całość powoli zdaje się wychodzić z kryzysu.

Dlatego nie przesadzajmy z czarnowidztwem. Tym, co w dużym stopniu ochroniło polską gospodarkę na początku kryzysu był nasz stosunkowo duży i chłonny rynek wewnętrzny. Jeśli na tym rynku dominują nastroje optymistyczne, to istnieje chęć do kupowania i inwestowania, i on sam może siebie ratować. Jeśli dziś wszyscy przesadzimy, w tym media, w malowaniu sytuacji czarnymi barwami, możemy sobie sami zaszkodzić i zepsuć optymizm polskiego rynku wewnętrznego.

Politycy powinni uspokajać a nie straszyć.  Jestem pewien, że wystąpienie sejmowe premiera Donalda Tuska będzie się koncentrować na propozycjach działań na rzecz podtrzymania wzrostu  gospodarczego w Polsce i na przeciwdziałaniu skutkom narastającego od wielu przecież lat kryzysu demograficznego.

Ale nie można przemilczeć pewnych wskaźników. O spadającym popycie, o trudnościach demograficznych, danych dotyczących eksportu, podobnie jak i rynku pracy. Wielu polityków nie tyle straszy, ale wychodzi z propozycjami: pomysły swoje ma prezes PiS, szef PSL itp. Jak Pan ocenia działania rządu w tym kontekście?

Oczywiście, że nie wolno tego przemilczeć. I nie widzę nic złego, a wręcz przeciwnie, dużo dobrego, w tym, że pojawiają się konkretne propozycje działania w tej trudnej gospodarczo sytuacji. Bo nie ma co przesadzać w drugą stronę i malować sytuacji na różowo. Przecież jest oczywiste, że na europejskim kryzysie tracimy, a nie zyskujemy.

Potrzebna jest jednak rzeczowa dyskusja, a nie straszenie. Jestem otwarty na sugestie i propozycje, jak uchronić wzrost gospodarczy. Trwający przez ponad  20 lat wzrost gospodarczy jest zasługą wszystkich rządów III RP  i dlatego warto dziś słuchać wszystkich stron.

To może to jest miejsce dla Pana, by stworzyć przestrzeń debaty nad tym, jak przezwyciężyć spowolnienie. Wystąpienie premiera będzie krytykowane politycznie, może Pana potraktują inaczej?

Są panowie wielkimi optymistami. Ale faktycznie wierzę, że są różne sprawy, które mogą być przedmiotem szerokiego konsensusu. Obawiam się jednak, że to zbyt piękne marzenie, że jeśli to prezydent a nie premier zgłosi jakieś rozwiązanie, to wszyscy to zaakceptują. Politycznym poligonem, na ile możemy uzyskać szeroki konsensus w sprawach ważnych będzie moja inicjatywa w sprawie modernizacji technicznej armii.

Jak to się uda, będę próbował iść dalej.

Jak pańskim zdaniem zachować wzrost?

Mówiłem o tym już parę tygodni temu w Krynicy. By tego dokonać, nasz kraj musi sprostać zadaniom w pięciu kluczowych obszarach: zwiększenia bezpieczeństwa finansów publicznych, umocnienia bezpieczeństwa systemu bankowego, przeprowadzenia reform rynku pracy, utrzymania chłonnego rynku wewnętrznego oraz otwarcia Polski na nowe bieguny wzrostu. Musimy zatem utrzymać konkurencyjność polskiej gospodarki, czyli skutecznie zabiegać by Polska była dobrym rynkiem dla inwestycji zewnętrznych, które dają nowe miejsca pracy.

Dlatego z uwagą przysłuchuję się propozycjom deregulacyjnym, bo uważam, że będą zwiększały atrakcyjność naszego kraju nie tylko dla inwestorów zagranicznych, ale przede wszystkim polskich przedsiębiorców. Są pomysły Jarosława Gowina, Waldemara Pawlaka, może wykazać w tym obszarze aktywność i Janusz Palikot, jest wiele propozycji, także opozycja może mieć w tym zakresie ciekawe rozwiązania. Warto szczególnie wspierać małe i średnie przedsiębiorstwa, które były i są źródłem polskiego sukcesu. To wsparcie może wyrażać się poprzez  zastosowanie racjonalnych rozwiązań podatku VAT,  w dostępie do systemu poręczeń oraz  kształcenia zawodowego, a także  do kredytów eksportowych. Niewątpliwie zła sytuacja na rynkach europejskich będzie miała negatywne skutki dla Polski, bo na przykład spada nasz eksport w tym kierunku. Powinniśmy dbać o wzrost poszukując nowych rynków zbytu dla polskich przedsiębiorstw. Dobrym przykładem jest zmiana w podejściu do Chin. Polskie firmy tam zaczynają coraz mocniej działać, pojawiają się wspólne z Chińczykami przedsięwzięcia na rynkach trzecich. To budujące przykłady.

Jest cała grupa BRICS, Brazylia, Rosja, trochę zapomniane przez nas Indie, wspomniane już Chiny i Afryka Południowa. Ale jest też Turcja, Algieria, Nigeria. Warto myśleć o tym dziś, gdy mamy takie atuty, jak tysiące afrykańskich studentów, którzy niegdyś ale i dziś studiują w Polsce.

Osobnym problemem jest elastyczność rynku pracy i poprawa prawa w tym zakresie. Jesteśmy nadal atrakcyjni, bo na tle innych krajów nie ma u nas wysokich kosztów pracy. Problem w tym, że inne kraje idą teraz w tym kierunku, by ich oferta była jeszcze bardziej konkurencyjna. A w Polsce  powoli kończy się czas taniej siły roboczej. Musimy zatem zwiększać wydajność pracy również poprzez bardziej elastyczne rozwiązania dotyczące organizacji pracy.

Czyli nie jest Pan przeciwnikiem tzw. umów śmieciowych.

To jest problem społeczny, który należy rozwiązywać, ale nie tak, by wylać dziecko razem z kąpielą. Łatwo jest ograniczyć umowy czasowe, ale wtedy biznes zareaguje zwalnianiem ludzi z pracy lub wypychaniem w szarą strefę.

Jaka jest Pana recepta?

Powstrzymać proces zamiany wyjątków w regułę. Zatrudnienie czasowe miało być wyjątkiem ułatwiającym działanie przedsiębiorców. Staje się jednak regułą i to jest niewątpliwie złe. Dlatego trzeba zbliżyć warunki różnych rodzajów umów, na przykład co do okresów ich wypowiedzenia, tak by decyzja o zatrudnieniu na czas nieokreślony była dla pracodawców łatwiejsza niż dotychczas. Umowy zlecenie mają swoje jasno zdefiniowane funkcje, ale stają się popularne dlatego, ze pozwalają zmniejszyć koszty składek na ZUS. Kierunek stopniowego ozusowania pracy, zawieranej na różnych zasadach też jest rozwiązaniem, które by powstrzymywało masowe przechodzenie na tego typu umowy.

Ale to podniesie koszty pracy.

Ale w generalnych kosztach pracy na rynku polskim nie będzie zmiany negatywnej. Chodzi o zlikwidowanie zachęty do zamiany wyjątków w regułę.

Ale 80 proc. tych umów jest dziś ozusowane.

Dlatego jest tu obszar do działania. Jak słyszę, że ktoś chce w ogóle zlikwidować możliwość zawierania umów czasowych, to myślę czy czasem nie jest to oznaka obojętności dla losu wielu osób, które mogą stracić pracę.

Czy nie boi się Pan, że po wejściu Polski do strefy euro konkurencyjność polskiego rynku pracy będzie mniejsza? Niemiecki przemysł jest dużo bardziej efektywny niż polski.

Przed naszym wejściem do UE też pojawiały się takie obawy. Wtedy też słyszeliśmy „konkurencja niemiecka nas zabije". Doświadczenie pokazało coś innego: polska żywność skutecznie konkuruje na niemieckim, francuskim rynku. Tak samo z produkcją, przecież dziś sprzedajemy do Niemiec więcej, a nie mniej niż wcześniej. Trzeba wyciągać z tego wnioski na przyszłość.

Nic nie wskazuje na to, że wchodząc do strefy euro przegramy w konkurencyjności z mocnymi. Jestem przekonany, że polska gospodarka podoła mobilizacji i stawi czoła nowym zjawiskom, jakie będą się wiązać z wejściem do strefy euro. Trzeba dbać o własną konkurencyjność, a nie tylko bać się siły naszych konkurentów.

Warto też pamiętać, że strefa euro jest tym ekskluzywnym klubem, w którym będą podejmowane najważniejsze decyzje o przyszłości Unii. Dlatego jeśli aspirujemy do odgrywania ważnej roli w UE, a ja chcę byśmy taką ambicję mieli, musimy w jakiejś dalszej perspektywie widzieć wejście do tego klubu. Dziś nie jesteśmy jego członkiem i nic nie wskazuje, byśmy w najbliższym czasie do niego weszli. Ale ważne jest, byśmy mimo to byli sobie w stanie zapewnić udział w podejmowaniu najważniejszych decyzji dotyczących przyszłości Unii Europejskiej.

Wiem, że to trochę kwadratura koła, ale w tej europejskiej rozgrywce warto wykorzystać atut, że Polska nie jest źródłem kłopotów dla Unii, a raczej daje innym dobry przykład i jest źródłem nadziei.

Polska powinna na spokojnie dokonać wyboru, kiedy wejść do strefy euro. Dzisiaj nikt nas nie przekona, że warto wskakiwać do basenu nie pytając, czy jest tam wystarczająco dużo wody. Kiedy unia walutowa się uzdrowi powinniśmy do niej wejść. Ważne byśmy to my wybrali ten optymalny moment. Ale do tego musimy być gotowi, również przez działanie w trudnym i wymagającym obszarze, jakim jest ograniczanie nadmiernego deficytu.

Będzie Pan popierać wszystkie działania, które będą miały na celu stabilizację, a więc podwyższanie wieku emerytalnego, ograniczenie przywilejów górników, karty nauczyciela...

Popieram takie działania rządu, które będą chroniły wzrost i  pozwolą na przezwyciężenie zjawisk kryzysowych. A nie wszystkie wiążą się z kryzysem w strefie euro. Takim zjawiskiem jest przecież kryzys demograficzny w Polsce i w Europie.

Oczekuje więc Pan od rządu podjęcia tematyki demograficznej.

Tak. W ten sam sposób namawiałem rząd do ryzyka, jakim była reforma emerytalna. Trzeba szukać rozwiązań, które w perspektywie wielu lat, wielu kadencji, pozwolą wyjść z kryzysu demograficznego

A jeśli w drugim expose Donalda Tuska nie będzie spraw rodzinnych, będzie Pan naciskał? Mówił Pan o własnej inicjatywie w tej sprawie.

Z premierem rozmawiam regularnie. Dlatego jestem przekonany, że cały szereg moich propozycji i postulatów znajdzie odzwierciedlenie w polityce rządu, także w jego expose. Dotyczy to również polityki prorodzinnej. Ale rolą prezydenta tylko po części jest szukanie rozwiązań w sprawach szczegółowych. Ważniejsze jest dla mnie, i jak uważam dla Polski, podjęcie budowy planu strategicznego. Bo program demograficzny to problem bardzo wielu lat, wielu rządów.

W Polsce brakuje dziś pomysłu na stworzenie systemu obejmującego różne narzędzia walki z kryzysem demograficznym. Sukces w walce z tym zjawiskiem odniosły kraje, które zastosowały całą gamę narzędzi. I takich, które zmniejszają koszty wychowania dzieci i takich, które ułatwiają łączenie pracy z obowiązkami domowymi, czy wprowadziły nowe prorodzinne rozwiązania podatkowe.

Ważne jest by taki plan znalazł maksymalnie szerokie zrozumienie również w różnych ugrupowaniach politycznych i ekspertów. Konsultowałem to z wszystkimi siłami politycznymi. Mam nadzieję, że niektóre kwestie uda się uczynić przedmiotem porozumienia.

Doraźnie będę prosił premiera o wywiązanie się z deklaracji, złożonej dzięki mojej zachęcie, o zlikwidowaniu nierówności rodziców wychowujących dzieci, by osoby samozatrudnione, studentki czy inne osoby, które przed urodzeniem dziecka nie pracowały mogły mieć opłacone składki zusowskie przez budżet. To powinno zwiększyć poczucie bezpieczeństwa rodziców decydujących się na dzieci. Wiem, że prace nad tym trwają w rządzie.

Gdzie będzie Pan jeszcze szukał porozumienia?

Również w innych kwestiach dla Polski najważniejszych. Na przykład obrony. Zorganizowałem spotkanie w RBN, dzięki któremu udało się uzyskać zgodę co do bezpieczeństwa powodziowego. Mam nadzieję, że uda się znaleźć akceptację dla ustawy o modernizacji Sił Zbrojnych i dla perspektywy nowoczesnego systemu obrony przeciwrakietowej i przeciwlotniczej. Szef BBN gen. Stanisław Koziej sygnalizował, że wszystkie środowiska polityczne to generalnie poparły. Oczywiście mają swe zastrzeżenia, ale mam nadzieję, że będzie to pierwszy od lat projekt przegłosowany przez wszystkie partie.  Coś takiego udało się zrobić, gdy byłem szefem MON w rządzie Jerzego Buzka, mam nadzieję, że uda mi się też teraz jako prezydentowi.

„Rz" jednak wytykała, że dziś mówimy o dalszych projektach, a nie zrealizowaliśmy jeszcze wcześniejszych projektów czyli 100 tyś. armii. Podobnie jak nie dokończyliśmy budowy Narodowych Sił Rezerwowych.

Nie udało nam się też jeszcze dokończyć reformy z 2001 roku. Udział w wojnach w Iraku i Afganistanie spowolnił tempo zmian wewnętrznych w armii. Dziś chce wykorzystać fakt, że jestem zwierzchnikiem Sił Zbrojnych i dokończy tamten plan, a szczególnie dokończyć modernizację techniczną (Marynarka Wojenna, system przeciwlotniczy, przeciwrakietowy), programu śmigłowcowego, ale także systemu dowódczego. To ostatnie jest warunkiem skutecznej reformy armii. Przez ostatnie lata kolejne rządy zwiększały liczbę dowództw, przy jednoczesnym zmniejszaniu armii. Trzeba z tym skończyć. Jak mamy mniejszą armię, trzeba zmniejszyć i uprościć strukturę dowodzenia.

Uważam, że trzeba też będzie, jak uporamy się z tym wszystkim, wziąć za szkolenie rezerw osobowych na czas wojny, na potrzeby mobilizacyjne.

Włączy się pan w dyskusję o bezpieczeństwie energetycznym? Ustawa regulująca zasady wydobycia węglowodorów, a więc np. gazu łupkowego, mimo obietnic premiera ciągle nie wyszła z rządu.

Oczywiście prezydentowi przynależy troska o bezpieczeństwo energetyczne państwa. Z tej perspektywy będę oceniał pomysły rządu. Od tego, by policzyć co się opłaca, co nie, czy jakie rozwiązania przyjąć, jest rząd.

Ale właśnie prace w rządzie utknęły...

Pewnie pojawiły się jakieś problemy. Ale zachowajmy umiar. Swego czasu błędem była rezygnacja z połączenia z systemem norweskim. Teraz to nadrabiamy. Terminal LNG w Świnoujściu w 2014 będzie olbrzymim krokiem naprzód. Jeśli do tego dodamy rozbudowę systemu w obszarze Unii, m.in. tzw. interkonektory, to wszystko zwiększa nasze bezpieczeństwo. Również wydobywanie gazu łupkowego przyczyniłoby się do dużego komfortu związanego z bezpieczeństwem energetycznym. Rząd z pewnością ocenia aspekty ekonomiczne poszczególnych rozwiązań.

Ale biznes narzeka, że niepewność o przyszłe regulacje nie zachęca do inwestowania.

Pewnie mają panowie rację, ale też nie przesadzajmy. Byłem kilka dni temu na spotkaniu z ważnymi biznesmenami i politykami w USA. Byłem przekonany, że ten temat się pojawi. Tak się nie stało. Dobrze byśmy sami nie panikowali w tej sprawie. Przecież chcemy jak najlepiej sprzedać prawo do eksploatacji złóż gazu, a nie podarować.

W ostatnich tygodniach powrócił temat katastrofy smoleńskiej. Mówił Pan kiedyś, że państwo zdało egzamin po katastrofie. Czy wszystko, co dziś wiemy na ten temat nie zmieniło pańskiego zdania.

To jakieś polskie samobiczowanie. Jeśli coś zawali wójt albo urzędnik, od razu mówimy, że zawaliło państwo. Dlaczego w innych krajach bardziej szanuje się własne państwo? Amerykanom nie przyjdzie do głowy powiedzieć, że państwo nie działa jak łapówkę weźmie szeryf, albo zbankrutuje bank. Nie mamy ugruntowanego szacunku do własnego państwa. Trzeba pomniejszać a nie powiększać przekonanie, że mamy złe państwo. To przecież zaborcy wmawiali nam, że nasze państwo było do niczego, że nie potrafimy się sami rządzić itd.

Dziś mamy okazje powiedzieć: nieprawda patrzcie na nasze osiągnięcia. I powinniśmy być z państwa dumni. A że są problemy? Są. Tu zawinił Kowalski a tam Malinowski, tu zawiodła jedna, tam druga instytucja. Ale państwo jest od tego, by wyciągać wnioski i zmieniać się. Nie zastępujemy zaborców w krytyce polskiej państwowości.

Uważa Pan, że proces wyjaśniania katastrofy i wyciągania wniosków idzie dobrze?

Tę sprawę tak upolityczniono, że sparaliżowana została możliwość normalnego funkcjonowania wielu instytucji. One działały w wielkim stresie, pod presją emocji, ale też polityki. Dlatego nie zgadzam się z oskarżeniami, że państwo nie działało. Sam widziałem pełną mobilizację na rzecz jak najlepszego zaopiekowania się rodzinami, przeprowadzenia pogrzebów, to była mobilizacja całego państwa i całego społeczeństwa. To była sytuacja bez precedensu. I czy mamy dziś poczucie, że coś wtedy zrobiliśmy razem, przyzwoicie, ponad partyjnymi podziałami ? Nie. A powinniśmy. Zdarzały się dramatyczne i bolesne błędy, ale one zdarzają się wszędzie. Te błędy zostały upolitycznione i zmienione w oskarżenie pod adresem państwa polskiego. To brak odpowiedniej miary, to chęci zamiany dramatu w polityczny akt oskarżenia.

Dla Pana priorytetem jest więc bezpieczeństwo i armia oraz rodzina. Na czym jeszcze Pan chce się skupić w ciągu kolejnych trzech lat kadencji?

Na wspólnocie. Budowanie wspólnoty to wielkie zadanie. Musimy dziś umacniać a nie osłabiać wspólnotę narodową i państwową. Myślałem, że uda mi się więcej i szybciej. Ale podziały po katastrofie smoleńskiej zabiły wiele dobrych perspektyw na odbudowę wspólnoty. A gdzie modernizacja? Gdzie konkurencyjność Polski? To też wielkie wyzwania...

Czy działania rządu ograniczające nauczanie historii nie osłabiają tej wspólnoty. Podobnie jak prowokowanie Kościoła w sprawie Funduszu Kościelnego?

Odpowiednie odnalezienie się Kościoła w mechanizmach demokratycznych to też element budowy wspólnoty. Również wspólnoty ludzi wierzących.

Wydawało mi się, że mam w ręku wszystkie atuty związane z dorobkiem, życiorysem, tradycją rodzinną, które pozwolą budować tę wspólnotę, nie ukrywam jednak, że okazało się to bardzo trudne. Ale nie ustanę w wysiłkach.

Zaś co do nauczania historii to powinniśmy się za nie czuć wszyscy odpowiedzialni i uwierzyć nawzajem w swoje dobre intencje. Cieszę się, że właśnie w takiej atmosferze dyskutowaliśmy o nauczaniu historii w Pałacu Prezydenckim. I udało się osiągnąć porozumienie. Przy moim wsparciu pani minister Krystyna Szumilas zaakceptowała propozycję profesora Andrzeja Nowaka o obligatoryjnym nauczaniu bloku „Ojczysty Panteon i polskie spory".

Jakie Pan ma narzędzia do budowy wspólnoty?

Prezydent może zachęcać do wspólnego myślenia i działania. A także do wspólnego przeżywania różnego rodzaju wydarzeń z historii i ze współczesności wzmacniających wspólnotę. I poszukiwania minimum niezbędnego do działania tej wspólnoty, do porozumienia co do takich spraw jak obronność, rodzina, tradycja, polska duma. Prócz tego  powinien budować refleksję, że historia czyli wiedza o sobie i własnym społeczeństwie winna prowadzić do  szacunku dla innych, do niewypychania innych ze wspólnoty tylko dlatego, że mają inne poglądy.

Dlatego u swych adwersarzy staram się dostrzegać również dobre strony. Zakładam, że jak ktoś funkcjonuje w sferze publicznej, to Polskę kocha i chce jej służyć. Nie musimy mieć takiego samego poglądu na to, co dla Polski dobre. Nawet jeśli się różnimy, to szanujmy odmienność i poszukujmy tego, co nas łączy.

11 listopada poprowadzi Pan marsz?

To jeden z przykładów szerszego problemu. Źle się stało, że 11 listopada stał się okazją do świętowania przeciwko sobie i budowania podziałów. Dlatego podejmę ryzyko, by tak jak prowadziłem 11 listopada w latach 70tych i 80tych, tak i teraz poprowadzić marsz i zademonstrować, że przy istotnych różnicach szanujemy odmienne tradycje pracy dla Polski z naszej historii. Dlatego zaczniemy przy Grobie Nieznanego Żołnierza, który powinien być wspólny dla wszystkich. Chcę byśmy poszli koło pomnika prymasa Wyszyńskiego, który uosabia tradycję wspólnoty i uwzględnia rolę kościoła w polskiej historii. Chciałbym byśmy poszli koło redakcji „Robotnika" na Krakowskim Przedmieściu przy Wareckiej. Chciałbym byśmy złożyli kwiaty pod pomnikiem marszałka Piłsudskiego (symbolu walki o wolność), pomnikiem Witosa, Paderewskiego, Dmowskiego, czyli przywódców różnych nurtów patriotyzmu. Oni wszyscy zasłużyli się Polsce, choć wcale się nie lubili. Im wszystkim należy się nasza wdzięczność. Oni się nie kochali, ale wszyscy kochali Polskę.

Pan będzie zapraszać na tę „narodową pielgrzymkę"?

Wiem, że zaproszą, również mnie, kombatanci. Mam nadzieję, że zostaną zaproszone wszystkie kluby polityczne. Przyjdzie, kto będzie chciał.

Zrobiło na mnie wrażenie rok temu, że z jednej strony 11 listopada była ostra konfrontacja, a z drugiej, zauważyłem, pod pomnikiem Dmowskiego i Piłsudskiego koło Belwederu wieńce od kibiców Legii. Jeżeli kibice mogą się tak ładnie zachować, podkreślać jedność tych tradycji, to dlaczego nie mogliby się ładnie zachować politycy.

Opozycja zarzuca Panu czasem, że spotyka się i legitymizuje prezydenta Janukowycza. Z drugiej strony działa Pan też w sprawie Gruzji, Ukrainy czy Mołdowy kontynuując działania wcześniejszych prezydentów Kwaśniewskiego i Wałęsy. Skąd ten paradoks?

To nie żaden paradoks. To realizacja interesu polskiego państwa. Już w czasach PRL interesowałem się nie tylko Polską, ale naszymi sąsiadami. Byłem redaktorem  „ABC", pisma, które było poświęcone  współpracy w walce z komunizmem i perspektywie narodów między Adriatykiem, Bałtykiem i Morzem Czarnym. Jestem szczęśliwy, że elementem polityki państwa polskiego po odzyskaniu niepodległości jest otwartość na innych i  wrażliwości na los naszych sąsiadów na Wschodzie. To stąd nasze zaangażowanie na rzecz rozszerzenia NATO i Unii Europejskiej. Jestem dumny, że szukamy pojednania z sąsiadującymi z nami narodami. To interes państwa polskiego, by podtrzymywać Ukrainę w jej europejskich aspiracjach. Dlatego byłem na Majdanie podczas pomarańczowej rewolucji, dlatego robię to dziś jako prezydent. Spotykam się z prezydentem, premierem, przewodniczącym parlamentu i przedstawicielami opozycji, jak kilka dni temu, gdy przyjąłem Witalija Kliczkę i Wiktora Juszczenkę, gdy w moim imieniu odwiedził w więzieniu Julię Tymoszenko pan premier Tadeusz Mazowiecki . Chcę utrzymywać dialog ze wszystkimi najważniejszymi aktorami ukraińskiej sceny politycznej.

Opozycja zarzuca Panu zarzucenie polityki wschodniej.

Jeszcze się taki nie narodził, co by opozycji dogodził. A tak na poważnie: Udało się zakończyć trudne negocjacje w sprawie stowarzyszenia Ukrainy z Unią Europejską, w Bykowni pod Kijowem powstał tzw. czwarty cmentarz katyński, odbyła się pierwsza w historii wizyta patriarchy Rosji w Polsce, podczas której podpisano z polskim Kościełem Katolickim ważne przesłanie w kwestii pojednania polsko – rosyjskiego. To mało? Wszystkim poprzednim i przyszłym prezydentom życzę takich efektów.

Jak Pan ocenia wynik wyborów w Gruzji?

Poczekajmy na pierwsze deklaracje zwycięzcy w najważniejszej dla nas kwestii, jaką jest podtrzymanie europejskich i natowskich aspiracji Gruzji i związania tego kraju ze światem zachodu. Chce tego zdecydowana większość Gruzinów, co jednoznacznie potwierdzają badania opinii społecznej. Jeśli tak będzie, a padały takie deklaracje w kampanii wyborczej, będziemy starali się na tym budować naszą współpracę.

Kryzys to dziś najważniejszy temat nie tylko w mediach. Niedługo wystąpienie w Sejmie ma mieć premier Donald Tusk. Jak Pan ocenia pierwszy rok działalności tego rządu.

Bronisław Komorowski:

Pozostało 99% artykułu
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej