Polska powinna na spokojnie dokonać wyboru, kiedy wejść do strefy euro. Dzisiaj nikt nas nie przekona, że warto wskakiwać do basenu nie pytając, czy jest tam wystarczająco dużo wody. Kiedy unia walutowa się uzdrowi powinniśmy do niej wejść. Ważne byśmy to my wybrali ten optymalny moment. Ale do tego musimy być gotowi, również przez działanie w trudnym i wymagającym obszarze, jakim jest ograniczanie nadmiernego deficytu.
Będzie Pan popierać wszystkie działania, które będą miały na celu stabilizację, a więc podwyższanie wieku emerytalnego, ograniczenie przywilejów górników, karty nauczyciela...
Popieram takie działania rządu, które będą chroniły wzrost i pozwolą na przezwyciężenie zjawisk kryzysowych. A nie wszystkie wiążą się z kryzysem w strefie euro. Takim zjawiskiem jest przecież kryzys demograficzny w Polsce i w Europie.
Oczekuje więc Pan od rządu podjęcia tematyki demograficznej.
Tak. W ten sam sposób namawiałem rząd do ryzyka, jakim była reforma emerytalna. Trzeba szukać rozwiązań, które w perspektywie wielu lat, wielu kadencji, pozwolą wyjść z kryzysu demograficznego
A jeśli w drugim expose Donalda Tuska nie będzie spraw rodzinnych, będzie Pan naciskał? Mówił Pan o własnej inicjatywie w tej sprawie.
Z premierem rozmawiam regularnie. Dlatego jestem przekonany, że cały szereg moich propozycji i postulatów znajdzie odzwierciedlenie w polityce rządu, także w jego expose. Dotyczy to również polityki prorodzinnej. Ale rolą prezydenta tylko po części jest szukanie rozwiązań w sprawach szczegółowych. Ważniejsze jest dla mnie, i jak uważam dla Polski, podjęcie budowy planu strategicznego. Bo program demograficzny to problem bardzo wielu lat, wielu rządów.
W Polsce brakuje dziś pomysłu na stworzenie systemu obejmującego różne narzędzia walki z kryzysem demograficznym. Sukces w walce z tym zjawiskiem odniosły kraje, które zastosowały całą gamę narzędzi. I takich, które zmniejszają koszty wychowania dzieci i takich, które ułatwiają łączenie pracy z obowiązkami domowymi, czy wprowadziły nowe prorodzinne rozwiązania podatkowe.
Ważne jest by taki plan znalazł maksymalnie szerokie zrozumienie również w różnych ugrupowaniach politycznych i ekspertów. Konsultowałem to z wszystkimi siłami politycznymi. Mam nadzieję, że niektóre kwestie uda się uczynić przedmiotem porozumienia.
Doraźnie będę prosił premiera o wywiązanie się z deklaracji, złożonej dzięki mojej zachęcie, o zlikwidowaniu nierówności rodziców wychowujących dzieci, by osoby samozatrudnione, studentki czy inne osoby, które przed urodzeniem dziecka nie pracowały mogły mieć opłacone składki zusowskie przez budżet. To powinno zwiększyć poczucie bezpieczeństwa rodziców decydujących się na dzieci. Wiem, że prace nad tym trwają w rządzie.
Gdzie będzie Pan jeszcze szukał porozumienia?
Również w innych kwestiach dla Polski najważniejszych. Na przykład obrony. Zorganizowałem spotkanie w RBN, dzięki któremu udało się uzyskać zgodę co do bezpieczeństwa powodziowego. Mam nadzieję, że uda się znaleźć akceptację dla ustawy o modernizacji Sił Zbrojnych i dla perspektywy nowoczesnego systemu obrony przeciwrakietowej i przeciwlotniczej. Szef BBN gen. Stanisław Koziej sygnalizował, że wszystkie środowiska polityczne to generalnie poparły. Oczywiście mają swe zastrzeżenia, ale mam nadzieję, że będzie to pierwszy od lat projekt przegłosowany przez wszystkie partie. Coś takiego udało się zrobić, gdy byłem szefem MON w rządzie Jerzego Buzka, mam nadzieję, że uda mi się też teraz jako prezydentowi.
„Rz" jednak wytykała, że dziś mówimy o dalszych projektach, a nie zrealizowaliśmy jeszcze wcześniejszych projektów czyli 100 tyś. armii. Podobnie jak nie dokończyliśmy budowy Narodowych Sił Rezerwowych.
Nie udało nam się też jeszcze dokończyć reformy z 2001 roku. Udział w wojnach w Iraku i Afganistanie spowolnił tempo zmian wewnętrznych w armii. Dziś chce wykorzystać fakt, że jestem zwierzchnikiem Sił Zbrojnych i dokończy tamten plan, a szczególnie dokończyć modernizację techniczną (Marynarka Wojenna, system przeciwlotniczy, przeciwrakietowy), programu śmigłowcowego, ale także systemu dowódczego. To ostatnie jest warunkiem skutecznej reformy armii. Przez ostatnie lata kolejne rządy zwiększały liczbę dowództw, przy jednoczesnym zmniejszaniu armii. Trzeba z tym skończyć. Jak mamy mniejszą armię, trzeba zmniejszyć i uprościć strukturę dowodzenia.
Uważam, że trzeba też będzie, jak uporamy się z tym wszystkim, wziąć za szkolenie rezerw osobowych na czas wojny, na potrzeby mobilizacyjne.
Włączy się pan w dyskusję o bezpieczeństwie energetycznym? Ustawa regulująca zasady wydobycia węglowodorów, a więc np. gazu łupkowego, mimo obietnic premiera ciągle nie wyszła z rządu.
Oczywiście prezydentowi przynależy troska o bezpieczeństwo energetyczne państwa. Z tej perspektywy będę oceniał pomysły rządu. Od tego, by policzyć co się opłaca, co nie, czy jakie rozwiązania przyjąć, jest rząd.
Ale właśnie prace w rządzie utknęły...
Pewnie pojawiły się jakieś problemy. Ale zachowajmy umiar. Swego czasu błędem była rezygnacja z połączenia z systemem norweskim. Teraz to nadrabiamy. Terminal LNG w Świnoujściu w 2014 będzie olbrzymim krokiem naprzód. Jeśli do tego dodamy rozbudowę systemu w obszarze Unii, m.in. tzw. interkonektory, to wszystko zwiększa nasze bezpieczeństwo. Również wydobywanie gazu łupkowego przyczyniłoby się do dużego komfortu związanego z bezpieczeństwem energetycznym. Rząd z pewnością ocenia aspekty ekonomiczne poszczególnych rozwiązań.
Ale biznes narzeka, że niepewność o przyszłe regulacje nie zachęca do inwestowania.
Pewnie mają panowie rację, ale też nie przesadzajmy. Byłem kilka dni temu na spotkaniu z ważnymi biznesmenami i politykami w USA. Byłem przekonany, że ten temat się pojawi. Tak się nie stało. Dobrze byśmy sami nie panikowali w tej sprawie. Przecież chcemy jak najlepiej sprzedać prawo do eksploatacji złóż gazu, a nie podarować.
W ostatnich tygodniach powrócił temat katastrofy smoleńskiej. Mówił Pan kiedyś, że państwo zdało egzamin po katastrofie. Czy wszystko, co dziś wiemy na ten temat nie zmieniło pańskiego zdania.
To jakieś polskie samobiczowanie. Jeśli coś zawali wójt albo urzędnik, od razu mówimy, że zawaliło państwo. Dlaczego w innych krajach bardziej szanuje się własne państwo? Amerykanom nie przyjdzie do głowy powiedzieć, że państwo nie działa jak łapówkę weźmie szeryf, albo zbankrutuje bank. Nie mamy ugruntowanego szacunku do własnego państwa. Trzeba pomniejszać a nie powiększać przekonanie, że mamy złe państwo. To przecież zaborcy wmawiali nam, że nasze państwo było do niczego, że nie potrafimy się sami rządzić itd.
Dziś mamy okazje powiedzieć: nieprawda patrzcie na nasze osiągnięcia. I powinniśmy być z państwa dumni. A że są problemy? Są. Tu zawinił Kowalski a tam Malinowski, tu zawiodła jedna, tam druga instytucja. Ale państwo jest od tego, by wyciągać wnioski i zmieniać się. Nie zastępujemy zaborców w krytyce polskiej państwowości.
Uważa Pan, że proces wyjaśniania katastrofy i wyciągania wniosków idzie dobrze?
Tę sprawę tak upolityczniono, że sparaliżowana została możliwość normalnego funkcjonowania wielu instytucji. One działały w wielkim stresie, pod presją emocji, ale też polityki. Dlatego nie zgadzam się z oskarżeniami, że państwo nie działało. Sam widziałem pełną mobilizację na rzecz jak najlepszego zaopiekowania się rodzinami, przeprowadzenia pogrzebów, to była mobilizacja całego państwa i całego społeczeństwa. To była sytuacja bez precedensu. I czy mamy dziś poczucie, że coś wtedy zrobiliśmy razem, przyzwoicie, ponad partyjnymi podziałami ? Nie. A powinniśmy. Zdarzały się dramatyczne i bolesne błędy, ale one zdarzają się wszędzie. Te błędy zostały upolitycznione i zmienione w oskarżenie pod adresem państwa polskiego. To brak odpowiedniej miary, to chęci zamiany dramatu w polityczny akt oskarżenia.
Dla Pana priorytetem jest więc bezpieczeństwo i armia oraz rodzina. Na czym jeszcze Pan chce się skupić w ciągu kolejnych trzech lat kadencji?
Na wspólnocie. Budowanie wspólnoty to wielkie zadanie. Musimy dziś umacniać a nie osłabiać wspólnotę narodową i państwową. Myślałem, że uda mi się więcej i szybciej. Ale podziały po katastrofie smoleńskiej zabiły wiele dobrych perspektyw na odbudowę wspólnoty. A gdzie modernizacja? Gdzie konkurencyjność Polski? To też wielkie wyzwania...
Czy działania rządu ograniczające nauczanie historii nie osłabiają tej wspólnoty. Podobnie jak prowokowanie Kościoła w sprawie Funduszu Kościelnego?
Odpowiednie odnalezienie się Kościoła w mechanizmach demokratycznych to też element budowy wspólnoty. Również wspólnoty ludzi wierzących.
Wydawało mi się, że mam w ręku wszystkie atuty związane z dorobkiem, życiorysem, tradycją rodzinną, które pozwolą budować tę wspólnotę, nie ukrywam jednak, że okazało się to bardzo trudne. Ale nie ustanę w wysiłkach.
Zaś co do nauczania historii to powinniśmy się za nie czuć wszyscy odpowiedzialni i uwierzyć nawzajem w swoje dobre intencje. Cieszę się, że właśnie w takiej atmosferze dyskutowaliśmy o nauczaniu historii w Pałacu Prezydenckim. I udało się osiągnąć porozumienie. Przy moim wsparciu pani minister Krystyna Szumilas zaakceptowała propozycję profesora Andrzeja Nowaka o obligatoryjnym nauczaniu bloku „Ojczysty Panteon i polskie spory".
Jakie Pan ma narzędzia do budowy wspólnoty?
Prezydent może zachęcać do wspólnego myślenia i działania. A także do wspólnego przeżywania różnego rodzaju wydarzeń z historii i ze współczesności wzmacniających wspólnotę. I poszukiwania minimum niezbędnego do działania tej wspólnoty, do porozumienia co do takich spraw jak obronność, rodzina, tradycja, polska duma. Prócz tego powinien budować refleksję, że historia czyli wiedza o sobie i własnym społeczeństwie winna prowadzić do szacunku dla innych, do niewypychania innych ze wspólnoty tylko dlatego, że mają inne poglądy.
Dlatego u swych adwersarzy staram się dostrzegać również dobre strony. Zakładam, że jak ktoś funkcjonuje w sferze publicznej, to Polskę kocha i chce jej służyć. Nie musimy mieć takiego samego poglądu na to, co dla Polski dobre. Nawet jeśli się różnimy, to szanujmy odmienność i poszukujmy tego, co nas łączy.
11 listopada poprowadzi Pan marsz?
To jeden z przykładów szerszego problemu. Źle się stało, że 11 listopada stał się okazją do świętowania przeciwko sobie i budowania podziałów. Dlatego podejmę ryzyko, by tak jak prowadziłem 11 listopada w latach 70tych i 80tych, tak i teraz poprowadzić marsz i zademonstrować, że przy istotnych różnicach szanujemy odmienne tradycje pracy dla Polski z naszej historii. Dlatego zaczniemy przy Grobie Nieznanego Żołnierza, który powinien być wspólny dla wszystkich. Chcę byśmy poszli koło pomnika prymasa Wyszyńskiego, który uosabia tradycję wspólnoty i uwzględnia rolę kościoła w polskiej historii. Chciałbym byśmy poszli koło redakcji „Robotnika" na Krakowskim Przedmieściu przy Wareckiej. Chciałbym byśmy złożyli kwiaty pod pomnikiem marszałka Piłsudskiego (symbolu walki o wolność), pomnikiem Witosa, Paderewskiego, Dmowskiego, czyli przywódców różnych nurtów patriotyzmu. Oni wszyscy zasłużyli się Polsce, choć wcale się nie lubili. Im wszystkim należy się nasza wdzięczność. Oni się nie kochali, ale wszyscy kochali Polskę.
Pan będzie zapraszać na tę „narodową pielgrzymkę"?
Wiem, że zaproszą, również mnie, kombatanci. Mam nadzieję, że zostaną zaproszone wszystkie kluby polityczne. Przyjdzie, kto będzie chciał.
Zrobiło na mnie wrażenie rok temu, że z jednej strony 11 listopada była ostra konfrontacja, a z drugiej, zauważyłem, pod pomnikiem Dmowskiego i Piłsudskiego koło Belwederu wieńce od kibiców Legii. Jeżeli kibice mogą się tak ładnie zachować, podkreślać jedność tych tradycji, to dlaczego nie mogliby się ładnie zachować politycy.
Opozycja zarzuca Panu czasem, że spotyka się i legitymizuje prezydenta Janukowycza. Z drugiej strony działa Pan też w sprawie Gruzji, Ukrainy czy Mołdowy kontynuując działania wcześniejszych prezydentów Kwaśniewskiego i Wałęsy. Skąd ten paradoks?
To nie żaden paradoks. To realizacja interesu polskiego państwa. Już w czasach PRL interesowałem się nie tylko Polską, ale naszymi sąsiadami. Byłem redaktorem „ABC", pisma, które było poświęcone współpracy w walce z komunizmem i perspektywie narodów między Adriatykiem, Bałtykiem i Morzem Czarnym. Jestem szczęśliwy, że elementem polityki państwa polskiego po odzyskaniu niepodległości jest otwartość na innych i wrażliwości na los naszych sąsiadów na Wschodzie. To stąd nasze zaangażowanie na rzecz rozszerzenia NATO i Unii Europejskiej. Jestem dumny, że szukamy pojednania z sąsiadującymi z nami narodami. To interes państwa polskiego, by podtrzymywać Ukrainę w jej europejskich aspiracjach. Dlatego byłem na Majdanie podczas pomarańczowej rewolucji, dlatego robię to dziś jako prezydent. Spotykam się z prezydentem, premierem, przewodniczącym parlamentu i przedstawicielami opozycji, jak kilka dni temu, gdy przyjąłem Witalija Kliczkę i Wiktora Juszczenkę, gdy w moim imieniu odwiedził w więzieniu Julię Tymoszenko pan premier Tadeusz Mazowiecki . Chcę utrzymywać dialog ze wszystkimi najważniejszymi aktorami ukraińskiej sceny politycznej.
Opozycja zarzuca Panu zarzucenie polityki wschodniej.
Jeszcze się taki nie narodził, co by opozycji dogodził. A tak na poważnie: Udało się zakończyć trudne negocjacje w sprawie stowarzyszenia Ukrainy z Unią Europejską, w Bykowni pod Kijowem powstał tzw. czwarty cmentarz katyński, odbyła się pierwsza w historii wizyta patriarchy Rosji w Polsce, podczas której podpisano z polskim Kościełem Katolickim ważne przesłanie w kwestii pojednania polsko – rosyjskiego. To mało? Wszystkim poprzednim i przyszłym prezydentom życzę takich efektów.
Jak Pan ocenia wynik wyborów w Gruzji?
Poczekajmy na pierwsze deklaracje zwycięzcy w najważniejszej dla nas kwestii, jaką jest podtrzymanie europejskich i natowskich aspiracji Gruzji i związania tego kraju ze światem zachodu. Chce tego zdecydowana większość Gruzinów, co jednoznacznie potwierdzają badania opinii społecznej. Jeśli tak będzie, a padały takie deklaracje w kampanii wyborczej, będziemy starali się na tym budować naszą współpracę.