Bandyci przez kilka miesięcy terroryzowali stolicę i inne sąsiednie miasta. W końcu zostali zatrzymani. Czterech mężczyzn na razie usłyszało zarzuty trzech napadów.
Do pierwszego napadu doszło latem ubiegłego roku. Wtedy to zamaskowany bandyta napadł na mały oddział jednego z banków na Bemowie. – W ręku miał broń, zagroził jej użyciem. Kasjerka wydała mu pieniądze. Kilkanaście tysięcy złotych – opowiada jeden z policjantów. Bandyta spokojnie wyszedł z placówki i wsiadł do samochodu, w którym czekali na niego dwaj wspólnicy.
Ten pierwszy napad rozzuchwalił przestępców. Uznali, że skoro w jednym oddziale udało im się ukraść pieniądze, to uda się i w kolejnych. Dlatego przy następnych napadach wybierali głównie ten sam bank – mówi policjant. Dodaje, że nie z każdego oddziału bandyci wynosili pieniądze. – W niektórych była obsługa bezgotówkowa – dodaje oficer policji.
Pod koniec ubiegłego roku takich napadów było mniej w stolicy. Ale wedle takiego scenariusza zanotowano w Łodzi taki sam napad i próby napadów w miastach na Mazowszu. Policjanci zaczęli analizować te sprawy. Porównywali zdjęcia z kamer bankowych, numery samochodów oraz telefonów komórkowych, które były zarejestrowane w pobliżu banków, gdzie doszło do napadów.
Po pierwszym udanym napadzie postanowili okradać kolejne banki