Rz: Czy był pan zaskoczony słowami Janusza Piechocińskiego, że nie będzie malowanym premierem i odejdzie z rządu, jeżeli nie będą uwzględniane jego pomysły gospodarcze?
Eugeniusz Kłopotek:
Nie. Byłem zaskoczony jedynie tym, że prezes Piechociński tak długo to wszystko wytrzymuje. Ja bym już dawno powiedział: albo rybka, albo akwarium.
To, czyli co?
Te psikusy i kuksańce, które zbieraliśmy od premiera czy innych członków jego gabinetu. Pierwszym sygnałem, który dał nam bardzo wiele do myślenia, było powołanie Jacka Rostowskiego na stanowisko wicepremiera. To wyglądało tak, jakby premier nie chciał się już zajmować bieżącym administrowaniem, tylko zamierzał to scedować na ministra finansów. A my od zawsze mieliśmy z nim na pieńku. Później były inne sprawy i w końcu Janusz Piechociński doszedł do wniosku, że za chwilę stanie się obiektem żartów. A na to nikt poważny zgodzić się nie może.