Przed snem mały rachunek sumienia i przegląd wojsk. Otóż z Krakowa ruszyliśmy czterema załogami. Dwie wyjechały na wschód przed nami samodzielnie i pojedynczo. Zgarniemy je po drodze w Rosji, gdyż jadą prawdopodobnie niespiesznie. Natomiast 5 załóg wyruszyło już przed tygodniem, bo chcą po drodze troszkę pozwiedzać. Więc dogonimy je zapewne w Kazachstanie.
Zdjęcia
A od rana znów nawijamy kilometry. Czyli 3 załogi pojechały zwiedzać Żółkiew, a my z Prezesem pędzimy do Lwowa. Turystyka sentymentalna? Ależ skąd! Po prostu na tablicy rozdzielczej naszej toyoty zaświeciła się jakaś żółta lampka więc nie czekamy na czerwoną, tylko gnamy do serwisu. Serwis na Kulparkowskiej większy, bardziej wypasiony i na pewno bardziej gościnny – co było do przewidzenia – niż wszystkie serwisy polskie razem wzięte. Więc w towarzystwie pięknych hostess, przy kawce z przyjemnością przełknęliśmy informację, że ma się świecić i nic się zrobić nie da... I po zmartwieniu.
Więcej o wyprawie Tybet 2013
Krótki spacer po centrum Lwowa byłby milszy, gdyby nie padało. Ale i tak uśmiechnięci jesteśmy od ucha do ucha, bo paliwo tu tańsze (tytoń i napoje wyskokowe takoż), dziewczęta jakby milsze, a drogi (poza ścisłym centrum Lwowa) przyzwoite. Zresztą bruków lwowskich nie wypada już chyba naprawiać ani obsmarowywać, bo wpisane są na Światową Listę Dziedzictwa UNESCO, a my mamy wysokie zawieszenie i olbrzymie koła.
Popołudniem kierujemy się na Kijów. Drogowskazy miłe wszystkim Polakom, którzy nie mają sklerozy. Gródek (Jagielloński), Brody, Beresteczko, Krzemieniec, Dubno, Równe, Żytomierz, Berdyczów. No to piszcie do nas na Berdyczów!