Europejscy przywódcy wkrótce wrócą z wakacji i odkryją, że problemy, z którymi się zmagali nie zniknęły – chodzi zwłaszcza o wysokie bezrobocie i przedłużający się kryzys kredytowy. Niektórzy wyrażają optymizm w związku z ostatnią poprawą sytuacji gospodarczej w Europie, ale przywódcy Niemiec zachowują powściągliwość. Lepiej niż ktokolwiek inny rozumieją oni bowiem, że debata na temat tego, czy Unia Europejska powinna się dalej integrować, jest nieunikniona; może to być jeden z nielicznych sposobów, by blok mógł przetrwać obecne problemy.
Wersja angielska tekstu na www.stratfor.com
Rozumieją to także, ponieważ zjednoczenie samych Niemiec było żmudnym procesem. Potrzeba było dziesięcioleci wojen, przełomów technologicznych i wyjątkowych przywódców, by niemieckie państewka się zjednoczyły. Ostatecznie postawiły one na unifikację z jednego powodu: by przetrwać.
Dziś Niemcy ponownie muszą rozważyć za i przeciw integracji, tyle tylko, że tym razem w imię ocalenia całej Europy. Ale są granice, do których Berlin jest w stanie dokonywać poświęceń dla grupy państw, które z natury nie ufają niemieckiej potędze.
Hybrydowy twór
Unia Europejska nie sprawdziła się dlatego, że tak naprawdę zasady jej funkcjonowania nigdy nie zostały w pełni wdrożone. W 1992 roku niewiele państw w ramach europejskiej strefy wolnego handlu zgodziło się zrezygnować z własnych walut i przyjąć jedną wspólną, delegując tym samym swoją politykę monetarną na rzecz scentralizowanej biurokracji Europejskiego Banku Centralnego. Nie zgodziły się jednak, by następnym krokiem była integracja fiskalna, a zatem polityczna. Strefa euro rozrosła się od tego czasu do 17 krajów, ale nie zmieniło to faktu, że wartość pieniądza była tworzona w jednym miejscu, a wydawana w drugim.