Jeszcze na początku grudnia między PiS a PO było 10 punktów różnicy.
Już w drugiej połowie miesiąca PO nadrobiła 6 punktów procentowych, a teraz kolejne dwa. Dziś popiera ją 27 proc. ankietowanych przez IBRiS Homo Homini 10 i 11 stycznia (próba 1069-osobowa).
Prawdopodobnie to efekt ofensywy premiera. Szef rządu przejawia ostatnio nadzwyczajną aktywność. Nie dość, że jeździ po Polsce z wizytami, że osobiście przedstawiał pomysły na walkę z pijanymi kierowcami i program wydawania unijnych pieniędzy na najbliższe siedem lat, to rozwiązał worek z obietnicami. Zapowiedział m.in. walkę z umowami śmieciowymi, PIT-y wypełniane przez urzędników, bezpłatny podręcznik dla wszystkich pierwszaków ze szkoły podstawowej, skrócenie kolejek do lekarzy, poprawę sytuacji w lecznictwie onkologicznym i walkę z bezrobociem.
– Przyczyny tego przypływu sympatii Polaków do PO mogą być różne – mówi politolog Jacek Kloczkowski z krakowskiego Ośrodka Myśli Politycznej. – Nie było ostatnio żadnych afer kompromitujących tę partię, za to było nowe otwarcie rządu, które pozwoliło PO zrównoważyć przekaz negatywny pozytywnym. Po drugie, w okolicach świąt nastąpiło wyciszenie emocji politycznych. A gdy złość na PO trochę osłabła, to ludzie znowu zaczęli się zastanawiać, czy naprawdę chcą rządów PiS, czy też lepiej trwać przy PO.
PiS z 29 procentami poparcia od miesiąca znajduje się w tym samym miejscu, ale też niewiele pozytywnych sygnałów płynęło w tym czasie od tej partii. A afera z Tomaszem Kaczmarkiem, który – jak donosiły media – już jako poseł miał kontakty z półświatkiem, dodatkowo obciążyła konto PiS. – Ale PiS mimo tej afery nie straciło w sondażach, to znak, że elektorat tej partii jest do niej bardzo przywiązany i nie może tego zmienić zachowanie jednego czy drugiego posła – komentuje Kloczkowski.