Reklama

Zarabianie na chwastach

Spotykamy takie sytuacje, że w Warszawie taki topinambur kosztuje naprawdę sporo, a na prowincji praktycznie nic nie kosztuje - mówi Jarosław Dumanowski, historyk sztuki kulinarnej, profesor UMK w Toruniu

Publikacja: 23.02.2014 10:00

Zarabianie na chwastach

Foto: Rzeczpospolita, Ewa Dumanowska Ewa Dumanowska

Rz: Coraz większą popularnością cieszą się tzw. ekobazary. Czy na nasze stoły powrócą produkty, który zniknęły z nich przez uprzemysłowienie rolnictwa?

Jarosław Dumanowski:

To się właściwie już dzieje. Choć moda na ekożywność wciąż jest marginalna, to wywiera ona pewien nacisk na duże sieci handlowe. Różne produkty ekologiczne są komercjalizowane i sprzedawane masowo. I tak na półkach pojawiają się na przykład mąki z zapomnianych odmian i gatunków, jak orkisz, samopsza czy płaskurka. Pojawiła się nawet moda, by z takiej mąki wypiekać w domu chleb, zresztą sam to robię, jestem tym naprawdę zafascynowany. Powraca też wiele zapomnianych warzyw, sery zagrodowe czy niektóre gatunki mięs.

I pewnie ceny tych produktów osiągają niebotyczny poziom...

To rzeczywiście ciekawa kwestia. W wielkich miastach powstają modne bazarki i żywność ta jest czymś nowym, widzianym wręcz jako coś nowoczesnego. A jednocześnie z dala od wielkich miast istnieją ciągle  te tradycyjne targowiska i producenci, którzy taką żywność sprzedają od pokoleń. Uprawiali oni te produkty nie dla zysku, ale sami dla siebie, by przeżyć. I dlatego spotykamy takie sytuacje, że w Warszawie taki topinambur, czyli słonecznik bulwiasty – roślina wykorzystywana głównie w modnych restauracjach – kosztuje naprawdę sporo, a na prowincji praktycznie nic nie kosztuje.

Reklama
Reklama

Jak to?

To po prostu chwast, który gdzieś tam sobie rośnie na różnych nieużytkach. Mieszkańcy wsi nie wiedzą nawet, że ktoś w Warszawie płaci za to krocie. Dlatego producentami takiej ekożywności często zostają ludzie wolnych zawodów lub ci, którzy porzucili korporacje czy biznes, i ze względu na pasję albo z chęci poprawy jakości życia przenieśli się na wieś. Oni łatwiej trafiają do klientów, bo mają kontakty i lepiej rozumieją tę nową ekowrażliwość niż ludzie, którzy często ekożywność produkują od pokoleń.

Jak w ogóle rozumieć tę potrzebę kupowania ekożywności?

Chodzi o powrót do natury, ekologię, pewne wyobrażenie o zdrowiu, ale co mnie najbardziej fascynuje – o więzi społeczne. Żywność przemysłową kupuje się anonimowo, a bazary służą temu, by móc kupować żywność od kogoś, kogo znamy. To zaspokaja naszą podstawową potrzebę bezpieczeństwa.

—rozmawiał Michał Płociński

Rz: Coraz większą popularnością cieszą się tzw. ekobazary. Czy na nasze stoły powrócą produkty, który zniknęły z nich przez uprzemysłowienie rolnictwa?

Jarosław Dumanowski:

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Reklama
Wydarzenia
Poznaliśmy nazwiska laureatów konkursu T-Mobile Voice Impact Award!
Wydarzenia
Totalizator Sportowy ma już 70 lat i nie zwalnia tempa
Polityka
Andrij Parubij: Nie wierzę w umowy z Władimirem Putinem
Materiał Promocyjny
Ubezpieczenie domu szyte na miarę – co warto do niego dodać?
Reklama
Reklama