W sobotę SLD rozpocznie swoją kampanię do Parlamentu Europejskiego. Jedną z twarzy tej kampanii ma być Niemiec Günter Verheugen, były komisarz odpowiedzialny za rozszerzenie Unii Europejskiej. Pretekstem do zaproszenia Verheugena jest zbliżająca się dziesiąta rocznica naszego członkostwa w UE, które negocjował rząd Leszka Millera – wówczas i dziś szefa SLD.
„Uprawiamy Realpolitik"
Jednocześnie były komisarz idealnie nadaje się do głośnego powiedzenia tego, czego powiedzieć nie wypada Leszkowi Millerowi. Kilka dni temu ostro zaatakował nowy ukraiński rząd, wyłoniony po obaleniu Wiktora Janukowycza. – Problem nie leży w Moskwie. Problem tkwi w Kijowie, gdzie mamy pierwszy w XXI wieku europejski rząd, w którym zasiadają faszyści – oświadczył.
Właśnie nacjonalistyczną ukraińską partię Swoboda Verheugen obwinia o zaostrzenie kryzysu na Ukrainie. Jego zdaniem wsparcie nowych władz w Kijowie było błędem Berlina. – Należy bardzo spokojnie i cicho rozmawiać z Rosjanami, a zwłaszcza zapobiec rozszerzeniu sankcji – apelował.
Działacze lewicy zacierają ręce. – Dokładnie o takie jego wypowiedzi nam chodzi. Chcemy pokazać wyborcom, że sytuacja na Ukrainie nie jest tak jednoznaczna, jak twierdzą pozostałe polskie partie. Czy gramy na wątkach prorosyjskich? Wolę określenie: uprawiamy Realpolitik. Dlatego Miller dopominał się o pomoc dla polskich przedsiębiorców handlujących z Rosją, jeszcze zanim pojawiły się problemy z eksportem żywności – przypomina współpracownik szefa SLD. Miller stara się robić polityczny szpagat. Z jednej strony oficjalnie nie pochwala Moskwy za aneksję Krymu, ale z drugiej sugeruje, że z Rosją trzeba się dogadać. Skrytykował go za to premier Donald Tusk.
– Jestem rozczarowany wypowiedziami szefa SLD w sprawie Ukrainy – powiedział we wtorek w Radiu TOK FM. – Miller jest niepokojąco... Nie chcę użyć złego słowa... Jakby nie widział większego problemu w zachowaniach Rosji – oświadczył Tusk, wyraźnie sugerując, że owym słowem jest „prorosyjski".