Sondaże przed wyborami są korzystne dla PiS nie tylko ze względu na możliwość zwycięstwa czy choćby tylko zrównania się z wyprzedzającą go we wcześniejszych wyborach PO.
Dobry wynik może też dać partii Jarosława Kaczyńskiego wymierne korzyści w grupie politycznej Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. Do tej pory byli tam trzecią delegacją narodową, za brytyjską Partią Konserwatywną i czeskim ODS. Brytyjczycy od początku, czyli od 2009 roku, mieli więcej mandatów, a Czesi wyprzedzili PiS, gdy polska partia traciła kolejnych eurodeputowanych (najpierw na rzecz PJN, potem Solidarnej Polski). Teraz jednak ekipa Kaczyńskiego wróci do Brukseli i Strasburga wzmocniona i może mieć najwięcej mandatów. To oznaczałoby prawo do fotela szefa grupy.
– Dla torysów może to być problem. Sądzę, że mogą zabiegać o podział kadencji na tym stanowisku oraz przemówień między obie największe partie – mówi „Rz" Paweł Świdlicki, ekspert londyńskiego think tanku Open Europe. Tak jest w kończącej się właśnie kadencji, gdy władzą i cennym czasem na przemówienia dla szefów grup podczas sesji plenarnej podzielili się Brytyjczycy z Czechami.
PiS i Partia Konserwatywna będą zdecydowanie największymi ugrupowaniami, które podyktują warunki w grupie EKR. Ale żeby w ogóle ona zaistniała, muszą pozyskać przedstawicieli przynajmniej z siedmiu państw UE.
Problem polega na tym, że obecni eurodeputowani z tej grupy w kolejnej kadencji już do PE nie wejdą, trzeba więc szukać gdzie indziej. W PE nie zabraknie eurosceptycznych ugrupowań z wielu państw UE, ale z niektórymi obecnym eurodeputowanym EKR, w szczególności Brytyjczykom, może być nie po drodze.