Finałowy mecz z 1950 roku, przegrany 1:2 z Urugwajem w meczu o złoto, siedzi w głowach ludzi, którzy urodzili się nawet kilkadziesiąt lat później. To narodowa trauma, ta cisza 200 tysięcy ludzi z Maracany. Żeby zagrać na tym stadionie, którego nazwa budzi bolesne wspomnienia, Brazylia musi objechać cały kraj. Może się to stać dopiero w finale, nie daj Boże przeciwko Urugwajowi. Występ w Rio de Janeiro będzie jak zaszczyt, na który trzeba sobie zasłużyć.
Na mundialu w Brazylii jest też kościół Diego Armando Maradony, koszulka reprezentacji Argentyny z numerem 10 ze specjalną dedykacją wisi na honorowym miejscu w domu Cafu, kapitana drużyny z 2002 roku, która jako ostatnia wywalczyła złoty medal mundialu dla Brazylii. Messi w kościele Maradony na razie jest najwyżej ministrantem, cztery lata temu, prowadzeni przez swojego boga piłkarze raptem wyszli z grupy, a potem przegrali 0:4 z Niemcami.
Teraz bóg patrzy z boku, błogosławi Messiego i swojego zięcia Kuna Aguero, Argentyńczycy tuż przed przyjazdem do Brazylii poprosili o zmianę napisu nad ośrodkiem, w którym będą mieszkać. Nie ma już, że tutaj będą mieszkać przyszli mistrzowie.
W Ameryce Południowej Europie nigdy nie wiodło się dobrze. Ale Hiszpanie, Niemcy, Holendrzy, Włosi czy Francuzi wierzą, że w Brazylii uda się odwrócić ten trend. O Chorwatach, pierwszych przeciwnikach Brazylii w drodze po złoto, nikt nie wspomina. Są jak cień, przyjechali, odjadą. Brazylia przed mundialem zmierzyła się z Serbią i wygrała, a to przecież prawie to samo.
To będzie mundial pełen gwiazd. Brakuje może Zlatana Ibrahimiovicia, który po tym, jak Szwecja nie wywalczyła awansu na mistrzostwa, stwierdził, że nie będzie ich oglądał, bo bez jego udziału nie są nic warte. Brazylijczycy przeprowadzili wtedy akcję „Vemibra", czyli „Ibra, przyjedź". W kilkuminutowym klipie wypowiedzieli się wszyscy święci brazylijskiej piłki, zachęcili też kibiców do wysyłania swoich filmów z zaproszeniem dla Zlatana. Przyszło ich kilkanaście tysięcy, Ibrahimović dostał bilet na mecz i zapewne przyjedzie zrobić show. Wtedy konstelacja gwiazd na brazylijskim niebie będzie już pełna. Robert Lewandowski pasowałby do tego towarzystwa idealnie, ale tak jak Walijczyk Gareth Bale, za słabą wybrał reprezentację.
To, co najpiękniejsze
Dzisiejszym meczem z Chorwacją zacznie się festiwal tego, co w piłce nożnej najpiękniejsze. Ligę Mistrzów mamy co roku, tam rządzą pieniądze. Mistrzostwa świata też są skomercjalizowane, większość biletów na mecze trafiła do sponsorów, na terenie ogrodzonym przez FIFA można płacić tylko jednym rodzajem kart kredytowych, pić napoje tylko tych, którzy za taką możliwość zapłacili. Ale koniec końców na boisku grają piłkarze, których nikt nie kupił, robią to dla sławy, hymnu i dla kraju, z którego wyruszyli w świat zarabiać wielkie pieniądze.