Okazuje się, że pierwsze miejsce w książce wyborczej dało partii Janusza Piechocińskiego niebagatelne profity polityczne. Dr Flis oszacował to porównując wyniki na poziomie powiatów. W jednej trzeciej z nich PSL zawarło koalicje pod inną nazwą niż partyjny szyld, a tym samym jego lista nie znalazła się na pierwszym miejscu w książce wyborczej, tylko lista PiS, która w skali kraju wylosowała drugi numer. W prawie wyborczym jest bowiem tak, że w pierwszej kolejności losuje się numery komitetów zarejestrowanych w całym kraju, a dalsze miejsca są rozlosowane wśród lokalnych komitetów, w tym koalicji.
- Wszędzie tam gdzie PiS znalazło się na pierwszym miejscu w książce wyborczej uzyskiwało lepszy wynik niż tam gdzie występowało na drugim miejscu, za PSL – mówi socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Flis porównując tegoroczne wyniki dodatkowo z wynikami wyborów samorządowych z 2010 roku ustalił, że PSL dzięki szczęśliwemu numerowi pierwszemu zyskało ok. 700 tys. głosów ekstra. Na poziomie powiatów oznacza to o 8 punktów procentowych lepszy wynik, a na poziomie sejmików o 6 punktów procentowych. Jak to możliwe?
- W wyborach samorządowych część ludzi jest zainteresowana wyłącznie głosowaniem na radnych gminnych i wójta, burmistrza lub prezydenta miasta. W tych przypadkach mają wybranych wcześniej kandydatów – tłumaczy socjolog. - W przypadku wyborów do powiatów i sejmików wojewódzkich głosują na chybił-trafił. Gdy do dyspozycji była karta w postaci jednej płachty to ten losowy wybór rozkładał się dosyć równomiernie na wszystkie partie, ale w przypadku książeczki wyborczej przypadł w udziale komitetowi nr 1, a więc PSL-owi.
Krakowski socjolog zastrzega się jednak, że jego wyniki powinny być potwierdzone jeszcze na poziomie gmin.