Problem jest jednak bardziej złożony, bo ma swój drugi koniec; jak ten kij, którym można uderzyć, ale można i oberwać. Otóż płynny kurs może też prowadzić do nadmiernej aprecjacji, czyli wzmocnienia kursu rodzimej waluty, co z kolei prowadzi do erozji konkurencyjności krajowych przedsiębiorstw i upadku całych gałęzi przemysłu, tak jak to było w Polsce, gdy kurs złotego został spekulacyjnie wyśrubowany do 3,2 zł za euro. Nie trzeba chyba dodawać, że stało się to przy biernej polityce polskich władz fiskalnych (rząd) i monetarnych (bank centralny, NBP). To przede wszystkim dobiło między innymi część polskiego przemysłu stoczniowego i masę innych przedsiębiorstw, również małych i średnich, które w żaden sposób nie były w stanie osiągnąć opłacalności, uzyskując za euro 3,2 zł, podczas gdy koszt uzyskania euro był wyższy.
Niewłaściwy czas
Raz jeszcze podkreślę, że do euro nie należy wchodzić ani szybko, ani bezwarunkowo, czyli wprowadzać euro do obiegu trzeba we właściwym czasie, a przede wszystkim z właściwym kursem walutowym, czyli takim, który gwarantuje konkurencyjność dobrze prowadzonym firmom polskiego sektora eksportowego. Kraj średniej wielkości, taki jak Polska, powinien bowiem w warunkach globalizacji realizować strategię wzrostu ciągnionego przez eksport; eksport powinien rosnąć szybciej niż import, a obie te kategorie, będąc kołem zamachowym tego wzrostu, szybciej niż dochód narodowy. Aby tak było, eksport musi być opłacalny. Dlatego dużo ważniejsza od daty wejścia do euro będzie wysokość kursu walutowego przy konwergencji ze złotego do euro.
Można było wejść do euro już wcześniej. Gdyby stało się to na przykład na początku 2008 r., to obecnie polska gospodarka mogłaby być – oczywiście, gdyby prowadzono przez cały ten okres dobrą politykę gospodarczą – bardziej konkurencyjna, a ludność cieszyłaby się wyższym standardem życia.
Teraz czas na wchodzenie do euro nie jest właściwy. Najpierw musi ono przezwyciężyć swój kryzys strukturalny, wzmacniając się instytucjonalnie i politycznie; jest na to szansa. Zresztą i tak nie będzie możliwości wejścia do euro ze względu na uwarunkowania polityczne (ewentualne rządy na czele z PiS, który opowiada się przeciwko euro), choć byłoby to możliwe, biorąc pod uwagę uwarunkowania ekonomiczne, ponieważ nareszcie spełniamy i nadal możemy spełniać wszystkie kryteria konwergencji walutowej z Maastricht, łącznie z fiskalnymi.
Co bardzo ciekawe, w publicznej debacie w ogóle nie bierze się pod uwagę jakże interesującego i ważnego faktu dotyczącego sposobów zagospodarowania części polskich rezerw walutowych, które będą podlegały rozwiązaniu z chwilą przystąpienia do unii walutowej. Nieroztropną polityką można je roztrwonić, zanim wejdzie się do euro, ale można też przesądzić zawczasu ich sensowne wykorzystanie.