Wśród opublikowanych przez IPN dokumentów znalazł się list Andrzeja Celińskiego do Czesława Kiszczaka datowany na 7 lipca 1989 roku. "Proszę przyjąć wyrazy prawdziwego szacunku dla osobistej odwagi i dla mądrości, które przyczyniły się do wytworzenia nowej szansy odbudowy i wzmocnienia Polski. (...) Proszę też przyjąć szczere życzenia zdrowia, aby nie zabrakło sił dla pomyślnego dokończenia tego historycznego procesu zmian, którego jest Pan tak znakomitym uczestnikiem." - pisał Celiński.
- Mój list, zresztą wcale nie oryginał, ale kopia przepisana na maszynie, to był chyba list w odpowiedzi na list Kiszczaka. Szczerze mówiąc nie pamiętam, żebym go wysyłał. On mi w 1989 roku pogratulował wyboru na senatora, ja mu pewnie odpisałem. To był grzecznościowy list - tłumaczy Celiński w rozmowie z Newsweekiem.
Polityk uważa, że ujawnienie treści listu bez żadnego komentarza mialo na celu wywołanie nienawiści do jego osoby. - IPN zachował się więc jak paser świństwa, animator nienawiści, a nie jako badacz historii - uważa Celiński.
Dodaje, że przyklejanie mu łatki tajnego współpracownika to świństwo. Celiński zapowiada, że udostępnienie przez IPN prywatnego adresu skończy się w sądzie. Odpowiedni pozew ma być złożony w czwartek w sądzie.
- IPN, jako instytucja policyjna, doskonale wie, że jeśli oni uderzą niesprawiedliwie Wałęsę w łeb, to ja się odezwę i będę go bronił. Więc chcą mi z góry odebrać wiarygodność. Co pokazuje, że to jest instytut policyjny, policja pamięci, a nie instytut pieczy nad pamięcią - mówi dalej Celiński.