Korespondencja z Brukseli
Pozwólcie Wielkiej Brytanii odejść w pokoju – zaapelował na łamach dziennika „Financial Times", biblii eurokratów, jego uznany publicysta Wolfgang Munchau. Pisze o pokusie odegrania się na krnąbrnych Brytyjczykach (żywej we Francji), do której dochodzi przekonanie, że im bardziej utrudni im się życie po wyjściu z UE, tym bardziej zniechęci się innych do naśladowania Brexitu.
Munchau argumentuje, że to zła strategia i należy jak najlepiej ułożyć relacje UE–Wielka Brytania i dać Wyspiarzom dobrą ofertę. To jednak będzie bardzo trudne. Jest wiele modeli relacji UE ze światem zewnętrznym, ale żaden z nich nie gwarantuje krajowi trzeciemu lepszego traktowania, niż mają zapewnione państwa członkowskie. A tego zdają się oczekiwać zwolennicy Brexitu.
Czas na dyplomację e-mailową
W debacie o opuszczeniu Unii przez Wielką Brytanię najczęściej wymienia się model zakładający członkostwo w Europejskim Obszarze Gospodarczym (EOG) razem z Norwegią, Islandią i Liechtensteinem. Miałoby ono pozwolić Wielkiej Brytanii na uczestnictwo we wspólnym unijnym rynku, którego korzyści są oczywiste nawet dla eurosceptyków, bez konieczności angażowania się w polityczną integrację. Taki model ma jednak cechy nie do przyjęcia dla dumnych Brytyjczyków. Wymagałby od nich utrzymania wpłat do unijnego budżetu oraz pozostawienia granic otwartych na przepływ siły roboczej w UE, a to są właśnie powody, dla których Brytyjczycy chcą z Unii wyjść.
Co więcej, jeśli teraz narzekają, że czasem się ich przegłosowuje i narzuca niekorzystne dla nich rozwiązania, to w Europejskim Obszarze Gospodarczym byłoby jeszcze gorzej. Nie mieliby żadnego wpływu na decyzje dotyczącego rynku wewnętrznego, którym potem musieliby się w pełni podporządkować. Norwegowie nazywają to dyplomacją faksową, bo nowe regulacje są im komunikowane faksem. Teraz być może preferencje uzyskała komunikacja elektroniczna i byłaby to „dyplomacja e-mailowa", ale różnica jest wyłącznie techniczna.