Rok po zaprzysiężeniu na prezydenta Andrzej Duda umacnia się na czele rankingu zaufania. Choć ma gorsze notowania niż jego poprzednicy, dystansuje pozostałych aktorów sceny politycznej. Według CBOS w lipcu ufało mu aż 62 proc. ankietowanych.
Bez wątpienia wpływ na notowania Dudy miał sukces szczytu NATO, którego był gospodarzem. Spotkanie w Warszawie nie tylko było sukcesem organizacyjnym, lecz przyniosło rozstrzygnięcia, które znacznie zwiększają polskie bezpieczeństwo. A właśnie tę tematykę prezydent uczynił jednym z głównych pól swej działalności. Przed spotkaniem w Warszawie odwiedził kilkanaście stolic państw członkowskich sojuszu, dzięki czemu przygotował grunt pod decyzje szczytu. Dało mu to także swobodę w kontaktach z zagranicznymi przywódcami przybyłymi do Polski, bo znał ich już osobiście.
Warto jednak zwrócić uwagę na inną zależność – wspinaniu się Dudy w sondażach towarzyszy ochłodzenie relacji z prezesem PiS. Jarosław Kaczyński, który cieszy się o połowę niższym poparciem niż prezydent, coraz częściej publicznie dystansuje się od głowy państwa. Na początku lipca podczas partyjnego zjazdu PiS podkreślał, że to on jest przywódcą prawicy. O Dudzie mówił, że był celnym strzałem. Prezes, jak i inni politycy PiS w wyliczaniu zasług przy organizacji szczytu NATO Dudę wymieniali na końcu.
Awantura o Trybunał Konstytucyjny nadszarpnęła wizerunek prezydenta, ale wciąż jest on dla PiS jednym z największych atutów – wszak poparcie ma znacznie większe niż to, jakie wyborcy deklarują wobec PiS.
Choć prezes Kaczyński traktuje prezydenta z trudną do przeoczenia ostentacją, Duda zachowuje zimną krew i stara się pozostać lojalny wobec swej macierzystej partii. Lecz, jak mówią jego współpracownicy, zdaje sobie sprawę, że oczekiwania wobec prezydenta wybranego w bezpośrednich wyborach są inne niż wobec rządzącej partii. Duda wie zatem z jednej strony, że powinien zachowywać jakąś część autonomii, a równocześnie jest świadom, że taka taktyka ochłodzi relacje z PiS.