Kino potrzebuje fantazji

Na ekrany polskich kin w piątek wchodzi "Parnassus" – film z ostatnią rolą Heatha Ledgera. Rozmowa z reżyserem Terrym Gilliamem

Publikacja: 06.01.2010 17:30

Doktor Parnassus (Christopher Plummer, na zdjęciu w tubanie) wciąga widzów w wyimaginowane światy

Doktor Parnassus (Christopher Plummer, na zdjęciu w tubanie) wciąga widzów w wyimaginowane światy

Foto: materiały prasowe

[b]Rz: Dlaczego ucieka pan od realizmu? [/b]

[b]Terry Gilliam[/b]: Realizm atakuje nas zewsząd. Myślę, że człowiek, który idzie do kina, chce zetknąć się z czymś innym. Ale też mam wrażenie, że nawet kiedy frunę za swoją wyobraźnią, postacie z moich filmów nie należą do świata baśni. Są zakorzenione w rzeczywistości.

[b]Z pewnością jednak inaczej niż bohaterowie Kena Loacha. [/b]

Jako młody chłopak nie dawałem się porwać obrazom z Hollywood. Bliższe mi były filmy naturalistyczne – angielskie albo wyprodukowane przez niezależnych twórców amerykańskich. Ale hołdując temu stylowi, trzeba być całkowicie szczerym i uczciwym, a nie każdego na to stać. Dlatego wybrałem kino, które z założenia niesie sztuczność.

[b] Niewielu artystów przyznałoby się do sztuczności.[/b]

A szkoda. Kino jest sztuczne, malarstwo, literatura też. Nie ma pełnego obiektywizmu. To zawsze jest nasze spojrzenie na świat.

[b] Próbuje pan filmami poszerzyć wyobraźnię widzów?[/b]

Raczej namawiam, by przestali się bać własnej fantazji. Dziś wszyscy się wszystkiego boją. Wartością staje się polityczna poprawność. Ludzie cenzurują własne słowa, a nawet myśli, byle tylko nikogo nie obrazić i nie zniszczyć obowiązujących klisz. Bezkrytycznie akceptują obraz świata tworzony przez media. A media kłamią i są potężnym zagrożeniem dla wolności. Wystarczy rozejrzeć się wokół, żeby zobaczyć inny świat. Zachód chlubi się demokracją, a coraz bardziej ogranicza prawdziwą swobodę myślenia swoich obywateli.

[b] Jaka jest więc funkcja sztuki? [/b]

Artyści są po to, by zasiewać wątpliwości, niczego nikomu nie narzucając. Cieszę się, gdy każdy widz inaczej, po swojemu, rozumie mój film.

[b]Jest pan współtwórcą Monty Pythona. Wielu fanom tej formacji trudno było uwierzyć, że nie jest pan rodowitym Anglikiem, lecz Amerykaninem.[/b]

Ależ ja mieszkam w Europie od 42 lat i już jestem Brytyjczykiem. Od dwóch lat nie mam nawet obywatelstwa amerykańskiego.

[b]Dlaczego się pan go zrzekł?[/b]

Szczerze? Głównie z przyczyn podatkowych. Gdybym umarł, a w końcu jestem coraz bliżej tej chwili, amerykański fiskus kazałby mojej żonie zapłacić podatek od spadku. Nie mogłem do tego dopuścić.

[b]To jest pan już "skazany" na Europę.[/b]

Amerykanie są cudowni, ale potrzebują i chcą zbyt dużo. Jak dzieci. I jak dzieci próbują zdominować innych. A ich świat jest niewielki. Kiedy przyjechałem do Anglii, odetchnąłem innym powietrzem, bo Europejczycy żyją na co dzień z historią.

[b]Przeszłość jest ważna? [/b]

W Ameryce zawsze mi jej brakowało. W Anglii mieszkam w domu zbudowanym w 1642 roku, mój włoski dom pochodzi z XII wieku. W takim otoczeniu ludzie mają większy dystans do świata i siebie. Tymczasem ludzie bez historii, podobnie jak bez marzeń, są niczym.

[b]Pana film "Parnassus" jest chyba takim marzeniem. Łączy wątki z wielu pana filmów. [/b]

Robiąc go, myślałem o "Amarcordzie" Felliniego i "Fanny i Aleksander" Bergmana. Te obrazy były podsumowaniem ich twórczości. Ja też tak chciałem. A teraz mogę wreszcie odsapnąć.

[b] W "Parnassusie" jest wszystko: życie, miłość i śmierć, dobro i zło, wieczność i przemijanie... [/b]

Niektórzy uważają, że nie ma tam niczego. Nie wszyscy reagują na ten rodzaj przekazu. Oglądają film, ale go nie widzą. Ale dobrze: udawajmy, że coś w "Parnassusie" jest. Na przykład problem nieśmiertelności. I śmierci.

[b]Śmierć wdarła się w "Parnassusa". Nie jest on podpisany "Terry Gilliam", lecz "przyjaciele Heatha Ledgera".[/b]

To była ostatnia rola Heatha. Kiedy zmarł, chcieliśmy przerwać zdjęcia. Potem jednak postanowiliśmy pracować dalej. Także dla niego. I czułem się tak, jakby to Heath ten film reżyserował. Jego postać zagrało trzech aktorów. Dziś widzowie myślą, że taka była koncepcja filmu.

[b]Jak pan go zapamięta?[/b]

Jako wielkiego przyjaciela i niezwykły talent. Heath miał 27 lat i mądrość starego człowieka. W jego aktorstwie nie było fałszu. Wierzyłem, że znalazłem aktora, który zagra w każdym moim filmie. Odchodząc, zburzył moją karierę. A poważnie: naprawdę trudno go będzie zastąpić.

[b]Ale ma pan nowe projekty? [/b]

Mam, jednak to trudny czas dla sztuki i dla ludzi takich jak ja. Jeśli chcesz zrobić film za 10 mln dolarów, nie ma sprawy. Jeśli chcesz zrobić film za 100 mln dolarów – też je dostaniesz. Pośrodku jest pustka. Teraz mam scenariusz "The Man who Killed Don Kichote", ale nie mogę dopiąć budżetu. Może wcześniej uda mi się zrobić inny film, tańszy.

[b]A lubi pan nowe technologie?[/b]

One otwierają sporo możliwości, ale niczego nie zmieniają. W kinie chodzi o refleksję. Dystrybutorzy twierdzili, że "Parnassus" to film zbyt wyrafinowany dla masowej publiczności. A tymczasem świetnie odbierają go dzieci. Bo one nie myślą schematami i mają fantazję. Sztuka jest dla ludzi wrażliwych. Nie dajmy się pokonać buchalterom ani specjalistom od komputerów. Budujmy swoje utopie.

[b]Wierzy pan w utopie? [/b]

Nie, ale trzeba marzyć i próbować zmieniać świat, by stał się do zniesienia.

[i]rozmawiała Barbara Hollender[/i]

[ramka][srodtytul]Wyznanie wiary w moc wyobraźni[/srodtytul]

[b]„Parnassus" to kolejna baśń w kolekcji Gilliama. Olśniewająca wizualnie, choć nużąca. [/b]

Tytułowy bohater jest starcem podróżującym z objazdowym teatrzykiem po współczesnym Londynie. Przedstawienia prezentują się tandetnie, ale zapewniają jedyne w swoim rodzaju doznania. Parnassus (świetny Christopher Plummer) urzeczywistnia ludzkie marzenia i lęki, wciągając widzów w wyimaginowane światy. Czary mają swoją cenę. W młodości Parnassus zawarł pakt z samym diabłem...

To film pełen gorzkich paradoksów. Jest wyznaniem wiary w potęgę wyobraźni i moc sztuki, która może uwznioślać codzienność. Ale szczęście zapewniają bohaterom najbardziej przyziemne pragnienia, a nie to, co jest wzniosłe. Zło posiada więcej uroku niż dobro. Diabeł jest niegroźnym błaznem o szerokim uśmiechu (wyrazisty Tom Waits), a oszust uratowany przez Parnassusa ma wdzięk i klasę amanta. To właśnie w tej roli pojawia się Heath Ledger, którego postać gra później trio: Johnny Depp, Jude Law i Colin Farrell.

[i]Rafał Świątek[/i][/ramka]

[ramka][b]Terry Gilliam [/b]- rocznik 1960, reżyser i scenarzysta

Amerykanin od 42 lat mieszkający w Europie. Współtwórca Monty Pythona. Reżyser filmów: „Brasil", „Przygody barona Munchausena", „12 małp", „Fisher King", „Las Vegas Parano", „Nieustraszeni bracia Grimm".[/ramka]

[b]Rz: Dlaczego ucieka pan od realizmu? [/b]

[b]Terry Gilliam[/b]: Realizm atakuje nas zewsząd. Myślę, że człowiek, który idzie do kina, chce zetknąć się z czymś innym. Ale też mam wrażenie, że nawet kiedy frunę za swoją wyobraźnią, postacie z moich filmów nie należą do świata baśni. Są zakorzenione w rzeczywistości.

Pozostało 95% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!