Pan się z nim nie spotyka?
Spotykam się.
I?
Oceniam, że teraz jest na urlopie politycznym, ze świadomego wyboru. I trudno byłoby wymagać od niego, by składał jakiekolwiek deklaracje.
Jest pan na tyle doświadczonym politykiem, że nie sądzę, by porywał się pan z motyką na słońce. Nie wierzę, że nie ma pan jakiegoś tajnego planu.
Mam wielką satysfakcję, że poglądy Polaków są w tak dominujący sposób prawicowe.
I liczę, że jakaś część z nich wesprze w przyszłości formację ludową związaną z polską tradycją, a jednocześnie proeuropejską – gdy otrzymają taką ofertę. A co do mnie: miałem poczucie odpowiedzialności za to środowisko.
Że przegrało, że nie znalazło swojej przystani na mapie politycznej. Uznałem, że mam obowiązek im pomóc.
Z wiekiem robi się pan sentymentalny?
Taka jest prawda.
Prawda jest jedynie taka, że SKL ma cały czas zalążki struktur.
Jesteśmy we wszystkich regionach obecni, nasi działacze są osobami znanymi.
Pełnili i pełnią różne funkcje, działają w samorządach. Cieszą się lokalnym autorytetem.
Tyle że SKL nie ma pieniędzy, które inni otrzymują z budżetu.
Jest to istotny problem. Spora cześć dobrego samopoczucia tych partii, które są w parlamencie, wynika z ich przeświadczenia, że żadna inna już się nie pojawi, nie będzie miała szans na wejście do Sejmu.
Wcale bym się nie zdziwił, gdyby wyborów prezydenckich nie wygrał ani Tusk, ani Kaczyński
A tak nie jest?
Warto się zastanowić, czy utrzymywać taki stan, w którym finansowanie partii z budżetu jest barierą dla uczciwej konkurencji. Bo nie jest w interesie obywateli wyłączność na istnienie w polityce trzech, czterech partii. Gdy powstawała PO, szła z hasłem, że jest przeciwna finansowaniu z budżetu. I w jakimś momencie obywatele to hasło sobie przypomną. Taką publiczną debatę trzeba będzie odbyć. Nie mówię, że stanie się to jutro, ale jutro nie ma wyborów.
Teraz „wolni” stali się politycy związani kiedyś z SKL, jak na przykład Ujazdowski i Polaczek, Zalewski.
Uważam, że popełnili błąd, opuszczając PiS. Byli tam ważnym skrzydłem konserwatywnym. I trudno im będzie zbudować formację konkurencyjną wobec PO i PiS.
A SKL?
To jest zupełnie inna bajka.
Kiedy będą wybory prezydenckie, wie pan?
A co pani chce powiedzieć?
Uśmiecha się pan tajemniczo.
Nie dam się wciągnąć w takie dyskusje.
Wybory prezydenckie odbędą się w 2010 roku, o czym pan doskonale wie. I może środowisko i struktury SKL w porozumieniu m.in. z Rokitą i Ujazdowskim wystawią Rafała Dutkiewicza, prezydenta Wrocławia, jako kandydata?
Nie mamy takich ambicji.
Dutkiewicz byłby złym kandydatem?
Przy całej sympatii dla tej osoby i dokonań Dutkiewicza jako prezydenta Wrocławia – jest to kandydatura egzotyczna. Tak dzisiaj mogę powiedzieć. Ale, żeby dać pani satysfakcję, to wcale bym się nie zdziwił, gdyby tych wyborów nie wygrał ani Tusk, ani Kaczyński. Może się pojawić i wygrać trzeci.
Co może zagrozić trwałości koalicji PO – PSL?
Nie widzę istotnych zagrożeń. Oba ugrupowania są dość pragmatyczne. PSL jest zainteresowane jak największym wpływem i udziałem we władzy, ale jest też gotowe wiele zrobić, żeby utrzymać tę koalicję. A Platforma lepszego koalicjanta nie znajdzie.
LiD musiałaby zapłacić dużo więcej. Politycy PSL muszą się zastanawiać, co zrobić, aby nie balansować na granicy progu wyborczego. Jeśli dojdą do przekonania, że beneficjentem rządowego układu jest tylko PO, trwałość koalicji będzie zagrożona. Ale nie nastąpi to ani dzisiaj, ani jutro.
Tylko kiedy?
W drugiej części kadencji.