Długie kolumny czołgów i oddziały piechoty przeciągały wczoraj od rana przez przejście graniczne Erez. Kilka godzin później było po wszystkim. – Potwierdzam. Wszyscy żołnierze wrócili. Terytorium znowu jest w rękach Palestyńczyków – powiedziała „Rz” rzeczniczka izraelskiej armii mjr Awital Lejbowic.
Żołnierzom nie pozwolono jednak wrócić do domów. Izraelskie siły zostały rozlokowane wzdłuż granicy ze Strefą i znajdują się w stanie podwyższonej gotowości. Nad Gazą latają samoloty szpiegowskie. – Jesteśmy przygotowani na każdą ewentualność. Jeżeli rakiety Hamasu znowu zaczną się sypać na Izrael, natychmiast wkroczymy do akcji i rozpoczniemy operację od nowa – dodała Lejbowic.
Wycofanie odbyło się w miarę spokojnie. Doszło jedynie do paru drobnych incydentów. Na jednej z dróg w stronę Izraelczyków odpalono kilka pocisków moździerzowych, dwa razy bojownicy Hamasu otworzyli ogień. W odwecie izraelskie myśliwce dokonały niewielkiego nalotu na ich stanowiska. W incydentach nikt jednak nie ucierpiał.
Palestyńczycy szacują straty. – To coś niewyobrażalnego. Miasto wygląda tak, jakby przetoczyło się przez nie tsunami. Całe dzielnice zmiecione z powierzchni ziemi, zerwane linie elektryczne i spalone szpitale. Ulice zasypane stertami gruzu i wrakami samochodów – opowiada „Rz” mieszkający w Gazie obrońca praw człowieka dr Haider Eid.
Według palestyńskich szacunków Izraelczycy zniszczyli doszczętnie 4 tysiące budynków, ponad 20 tysięcy zostało poważnie uszkodzonych. Straty szacowane są na około 2 miliardy dolarów. – Wczoraj byłem w obozie dla uchodźców Dżabalija. Jedno wielkie pobojowisko. Ludzie opłakują zmarłych. Jeden z nich, 44-letni Mohammed Samir, został zastrzelony przez Izraelczyków we własnym domu na oczach dzieci. Rodzina przez 11 dni nie mogła odzyskać jego ciała – opowiada Eid.