Jeżeli wiadomość się potwierdzi, będzie to największy wypadek w dziejach francuskiego lotnictwa.
Samolot, który leciał z Rio de Janeiro do Paryża, zniknął z ekranów radarów wczoraj o godzinie 3.30 czasu polskiego. Miał lądować w stolicy Francji o 11.10. Brazylijska służba kontroli lotów utraciła kontakt z maszyną po upływie 3,5 godziny od jej startu z Rio. Na pokładzie samolotu, oprócz 12 członków załogi, było 216 pasażerów – 126 mężczyzn, 82 kobiety, siedmioro dzieci i jedno niemowlę.
Po zniknięciu samolotu rozpoczęto poszukiwania nad Atlantykiem, w pobliżu brazylijskiej wyspy Fernando de Noronha. Tymczasem na paryskim lotnisku Roissy napięcie rosło z minuty na minutę. – Panuje bardzo duże zaniepokojenie. Samolot zniknął już kilka godzin temu – mówił AFP koło południa przedstawiciel władz lotniska. Spekulowano, że mogło dojść do awarii transpondera, czyli urządzenia transmitującego sygnały radarowe.
Linie Air France podały wreszcie, że w maszynę najprawdopodobniej trafił piorun, w efekcie czego doszło do zwarcia elektrycznego. – Samolot wleciał w strefę burzową z silnymi zaburzeniami atmosferycznymi, które spowodowały zakłócenia w jego pracy – mówił rzecznik linii Air France Francois Brousse.
Niektórzy nie mieli już wątpliwości. – Nie ma żadnej nadziei. W swoim ostatnim komunikacie kapitan poinformował o turbulencjach i zaraz potem kontakt został utracony – mówił chcący zachować anonimowość przedstawiciel kierownictwa lotniska Roissy.
Jak podkreślił w rozmowie z „Rz” Grzegorz Sobczak, redaktor naczelny magazynu „Skrzydlata Polska”, samoloty pasażerskie są częściowo zabezpieczane przed piorunami za pomocą rozpraszaczy ładunków statycznych. – Najczęściej piorun uderza w dziób i wylatuje przez ogon albo końcówki skrzydeł. Piorun może jednak czasem uszkodzić systemy zasilania elektrycznego. Warto też zwrócić uwagę, że airbus jest w bardzo dużym stopniu skomputeryzowany, pilot steruje nim za pomocą dżojstika, a nie tradycyjnego wolantu – tłumaczył.