Uczucie ukryte w zaroślach

Miłość niełatwo zrozumieć. Jeszcze trudniej do niej dotrzeć. Na jej poszukiwania wybraliśmy się z artystą Jarkiem Lustychem. Autor nadwiślańskich instalacji z cyklu "Badania nad miłością" zrealizował swój kolejny projekt. Świecące wśród zieleni drzew serca

Publikacja: 07.07.2009 08:34

Niełatwo dotrzeć do prac Jarka Lustycha. Artysta zainstalował je w chaszczach dzikiego prawego brzeg

Niełatwo dotrzeć do prac Jarka Lustycha. Artysta zainstalował je w chaszczach dzikiego prawego brzegu Wisły

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

Żar bezlitośnie leje się z nieba. Idziemy wzdłuż prawego brzegu rzeki od mostu Świętokrzyskiego do Gdańskiego. Jeszcze przed Portem Praskim skręcamy w lewo w wydeptaną w trawie ścieżkę. Wejście w zacienione zarośla przynosi ulgę. Nie na długo – zaraz zaczyna się inwazja komarów.

– To ewenement na skalę światową – mówi Jarek Lustych, odgarniając dwumetrowe pokrzywy i omijając powalone drzewa. – Centrum wielkiego miasta, a tu proszę, niemal nietknięta przez człowieka natura – dodaje i prowadzi w stronę ukrytych w gąszczu prac.

[srodtytul]Drugie życie skrzynki [/srodtytul]

Mieszkający na Pradze Lustych, grafik i twórca instalacji landartowych, czyli rozgrywających się w środowisku naturalnym, pierwszy raz zrealizował tu projekt cztery lata temu.

– Odwiedziła mnie wówczas Liz Woods, australijska artystka, równie jak ja zainteresowana sztuką korespondującą z naturą i oddającą specyfikę danego miejsca – wspomina. – Efekt naszej pracy postanowiliśmy umieścić właśnie na nadwiślańskiej polanie – dodaje. I tak kilka metrów nad ziemią zawisnął „Latawiec”, potężna konstrukcja zbita ze skrzynek na owoce.

Drewniane pudełka to do dziś jeden z ulubionych materiałów Lustycha. Rok później nad Wisłą wykonał z nich budki dla ptaków. Oryginalne, w srebrnym kolorze, z czerwonym krzyżem.

– To odpowiedź na panikę, jaka wybuchała w związku z ptasią grypą – mówi Lustych.

[srodtytul]Miłość po zmroku[/srodtytul]

Wchodzimy w głąb lasku. Zza zielonych koron drzew powoli wyłaniają się różowe kształty. Czyżby to pierwszy ślad miłości? Podchodzimy bliżej. Na gałęziach młodego dębu powiewają konstrukcje w kształcie serc.

– Serce to symbol nadużywany, a jednak wciąż niosący ze sobą pozytywne skojarzenia – mówi artysta, który w rozpoczętym przed czterema laty cyklu „Badania nad miłością” wyświechtanemu znakowi postanowił oddać pierwotne znaczenie. Daleki jest jednak od narzucania interpretacji. Dlatego powiewające na drzewie serca mają dwa tytuły: „Miłość z odzysku” i „Miłość do zakupów”.

– Każda z tych konstrukcji wykonana jest z czterech plastikowych torebek – tłumaczy.

Takich, które dostać można w galeriach handlowych, i takich, które wśród innych śmieci zwykle na rzekę przynosi wiatr.

W ten sam sposób powstały serca eksponowane kilkadziesiąt metrów dalej, nieopodal betonowej ostrogi na wysokości ul. Kłopotowskiego. Tyle że te mają dodatkowo baterie słoneczne. – Za dnia nagrzewają się, a nocą oddają energię i świecą – tłumaczy artysta.

[srodtytul]Dzicy ludzie [/srodtytul]

Teren wokół ostrogi, odwiedzany jedynie przez wędkarzy lub, jak określa Lustych „dzikich ludzi”, przeszedł już niejedno miłosne badanie. Przed rokiem, w noc świętojańską artysta wypuścił tu na wodę podświetlane, wykonane z desek, konstrukcje w kształcie połówek serca. Drugą połówkę widać było jedynie w odbiciu wody.

– Często w związku darzymy uczuciem nie osobę, lecz nasze wyobrażenie o niej – mówił wówczas, po czym niespodziewanie podpalił dryfujące serca. – To znak wypalającego uczucia czy płomiennej miłości? – głośno zastanawiali się widzowie.

Na cykl „Badań...” złożyło się już siedem prac. Większość z nich, podobnie jak uczucie, miała ulotny charakter. Czemu? Bo zdaniem artysty, zarówno w sztuce, jak i miłości najważniejsze jest... poszukiwanie.

Żar bezlitośnie leje się z nieba. Idziemy wzdłuż prawego brzegu rzeki od mostu Świętokrzyskiego do Gdańskiego. Jeszcze przed Portem Praskim skręcamy w lewo w wydeptaną w trawie ścieżkę. Wejście w zacienione zarośla przynosi ulgę. Nie na długo – zaraz zaczyna się inwazja komarów.

– To ewenement na skalę światową – mówi Jarek Lustych, odgarniając dwumetrowe pokrzywy i omijając powalone drzewa. – Centrum wielkiego miasta, a tu proszę, niemal nietknięta przez człowieka natura – dodaje i prowadzi w stronę ukrytych w gąszczu prac.

Pozostało jeszcze 84% artykułu
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Materiał Promocyjny
Garden Point – Twój klucz do wymarzonego ogrodu
Wydarzenia
Czy Unia Europejska jest gotowa na prezydenturę Trumpa?
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!