Przez kilka wyjątkowych dni odżywa żydowska stolica. Próżna tętni życiem. W opuszczonych kamienicach artyści pokazują przeszłość, teraźniejszość i przyszłość zaginionej kultury. Są zabawy dla dzieci, jarmarki, w kawiarniach można skosztować paschy. Niestety, na co dzień niemal nie widać tego, co tak barwnie opisywał Singer, a pustkę czuć jeszcze dobitniej w takich chwilach jak wczorajsze koncerty.
[srodtytul]Poeta i diablica[/srodtytul]
Pierwszy z nich to recital Doroty Salamon, nazywanej przez towarzyszy z Teatru Żydowskiego duchem niespokojnym. Płomiennoruda aktorka obdarzona charakterystycznym głosem wystąpiła wczoraj z recitalem poezji jednego z ważniejszych twórców żydowskich XX w. Icyka Mangera.
Z błyskiem w oku wyśpiewywała liryczne opisy, czasem zabawne, często wzruszające, zawsze jednak niesłychanie wymowne. Poematy i piosenki raz wykonywane były w jidysz, innym razem po polsku. Wyświetlane w tle teksty pozwalały widowni nie tylko zachwycić się wykonaniem, ale i lepiej zrozumieć przekaz. W większości starsza publiczność żywiołowo reagowała na żartobliwe wersy pokroju: „Miej to, jak w Łowiczu mówią, w lewym pejsie”, i wzdychała przy tęsknych pieśniach, takich jak ta o złotym pawiu, co szukał dni wczorajszych.
[srodtytul]Modlitwy za nieobecnych[/srodtytul]