[b]RZ: Premier panu gratulował. To sukces, że zaszedł pan tak daleko?[/b]
[b]Włodzimierz Cimoszewicz:[/b] Z jednej strony mam wrażenie, że rzeczywiście udało się coś osiągnąć. Byliśmy, nie tylko ja, aktywni i widoczni w Europie. Pokazaliśmy wielu osobom, że można w przedsięwzięciach ważnych dla kraju współpracować ponad podziałami politycznymi. Tak jak mamy w Polsce powody do narzekania na poziom kultury politycznej, to tym razem wspólnie z rządem zaprezentowaliśmy trochę inny model, taki, po którym zostaje jakiś dorobek. Osobiście byłem w dwóch trzecich państw członkowskich Rady Europy. Trudno by było znaleźć parlamentarzystów, z którymi nie miałem osobistego kontaktu, próbowałem dotrzeć wszędzie i starałem się godnie nasz kraj reprezentować. Ale nic nie zmieni faktu, że poniosłem porażkę. Za jakiś czas na spokojnie trzeba się zastanowić, czy to wynika z jakichś głębszych powodów politycznych czy potknięć technicznych. Byliśmy aktywni, ale pewnie byliśmy słabsi od konkurencji.
[b]Może przegrał pan większą różnicą głosów, niż przewidywano, bo socjaliści nie chcieli kandydata wystawionego przez prawicę, a prawica człowieka lewicy?[/b]
Nie odrzucam takiego scenariusza. Zaakceptowałem propozycję rządu ubiegania się o to stanowisko, bo tak jak premier Tusk byłem przekonany, że przekroczenie prawie plemiennych podziałów politycznych będzie raczej atutem i skłoni polityków do refleksji. Być może pod tym względem się pomyliliśmy.
[b]Jakie znaczenie miało to, że niedawno Polak został wybrany szefem europarlamentu. Niektórym w Europie nie podoba się, że Polska chce za dużo stanowisk.[/b]