[b]Jak ocenia pan sytuację Polaków na Zaolziu?[/b]
[b]Jerzy Kronhold:[/b] – Jest to najlepiej zorganizowana mniejszość narodowa w Czechach i jedna z najlepiej zorganizowanych polskich mniejszości w świecie. Na stosunkowo małym obszarze Polacy dysponują licznymi organizacjami, instytucjami edukacyjnymi i kulturalnymi, w tym wieloma chórami – to tutejsza tradycja. Mimo tak znaczącego potencjału Polaków na Zaolziu ubywa i to jest główny problem.
[b]Ale nasi rodacy skarżą się, że nie są odpowiednio traktowani przez Czechów.[/b]
Trzeba odnotować postęp, Republika Czeska od kilku lat wciela w życie standardy europejskie dotyczące ochrony praw mniejszości, na przykład w kwestii oznakowania miejscowości. Polskie szkolnictwo korzysta z różnych przywilejów, chociażby takiego, że polskie klasy mogą być mniej liczne niż czeskie. Z drugiej strony większość czeska na Zaolziu nie rozumie położenia mniejszości polskiej, nie przejawia dostatecznej wrażliwości i otwartości na przyjęcie bogactwa, jakim jest miejscowa etnicznie kultura polska. W szkołach czeskich nikt nie uczy, skąd w tym regionie Polacy się wzięli. Tymczasem czeskie dzieci i młodzież powinny się uczyć szacunku do polskiego dziedzictwa. Wystarczy pójść na cmentarze w Ligotce Kameralnej, Gnojniku, Bystrzycy, Nawsiu, Stonawie – tam spotkać możemy polskie nagrobki z początków XIX wieku. Wystarczy zajrzeć do starych kościołów luterańskich i przeczytać umieszczone w nich inskrypcje – cytaty z Pisma Świętego, pochodzące z Biblii Brzeskiej czy Królewieckiej. Polacy, zwłaszcza elity, czują się pokrzywdzeni, że ich wielki dorobek traktowany jest jak „ciało obce”.
Czeska większość nie zauważa też pochodzących stąd wielkich Polaków. Na Zaolziu nie ma na przykład ani jednego pomnika pisarza Gustawa Morcinka, piewcy pracy górniczej, urodzonego w Karwinie.