Anglicy bali się karnych. Przez trzy dni nie pisali o niczym innym, tylko o tym, czy ostatniego, decydującego, powinien strzelać John Terry czy jednak ktoś z mocniejszą psychiką. Mocnej głowy potrzebować będą ci Anglicy, którzy spróbują zrozumieć, co się wczoraj stało w Bloemfontein, i ci Niemcy, którzy będą świętować sukces. Karne nie były potrzebne.
Niemcy przywieźli na mundial najmłodszą drużynę; ci piłkarze nie wiedzą, co to strach. Pokolenie Bravo Sport, jak pisze o nich niemiecka prasa, nie przejmowało się psychologiczną wojną ogłaszaną przez bulwarówki w obu krajach. Niemcy wyglądali zresztą, jakby nie przejmowali się niczym, jakby nie wiedzieli, co to presja. Rzucili się do ataku, chcąc jak najszybciej załatwić sprawę i w spokoju obejrzeć wieczorny mecz Argentyny z Meksykiem.
[srodtytul]Jak Brazylia[/srodtytul]
Porażali dojrzałością, podawali do siebie tak, jak mali chłopcy na Copacabanie, a nie zawodnicy z drużyny, którą przez lata potrafili kochać tylko koneserzy piłkarskiej taktyki. Współcześni Niemcy nie mają nic wspólnego ze stereotypem reprezentacji, która zawsze gra najbrzydziej, ale odnosi sukcesy, bo walczy do końca. Piłkarze Joachima Loewa grają na tym mundialu efektowniej niż Brazylia, czarują, podają piętą, zewnętrzną częścią stopy, pobudzają wyobraźnię. Widać, że gra sprawia im radość, a taktyka nie wiąże nóg. I biegają tak szybko, że mało kto potrafi ich dogonić.
W 20. minucie zabawę zaczął Miroslav Klose, który dostał podanie od Manuela Neuera, przepchnął w polu karnym Matthewa Upsona i pokonał Davida Jamesa. Błyskawiczne podania od bramkarza i obrońców miały być dla Anglików zabójcze. 12 minut później wydawało się, że są już na kolanach, bo Lukas Podolski wykorzystał doskonałe podanie Thomasa Muellera. Cieszyły się Opole, Gliwice i całe Niemcy, ale Anglicy opanowali sztukę szybkiego podnoszenia głowy.