Wybory głowy państwa wzmocniły dwie największe partie. W połowie czerwca, a więc przed pierwszą turą wyborów prezydenckich, PO cieszyła się sympatią 44 proc. obywateli, a PiS – 36 procent. Dziś obie partie mają w sondażach o 4 pkt proc. więcej.
– Starcie Bronisława Komorowskiego z PO i Jarosława Kaczyńskiego z PiS przez wielu ludzi było postrzegane jako starcie tych dwóch partii – podsumowuje Bartłomiej Biskup, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. – Z tego powodu odżyły stare podziały, a taka polaryzacja sprzyja umocnieniu głównych graczy na scenie politycznej.
Trzecią partią, która może być pewna miejsca w przyszłym parlamencie, jest SLD. Formacja Grzegorza Napieralskiego po jego dobrym starcie w wyborach prezydenckich ma dziś [Soft Return]9 proc. zwolenników.
Za to Polskie Stronnictwo Ludowe znalazło się w poważnych tarapatach. Mimo że współrządzi razem z PO, ma swojego wicepremiera i kieruje trzema ministerstwami, poparcie dla partii Waldemara Pawlaka spadło do zaledwie 1 procentu.
– Dla Stronnictwa to powinien być dzwonek alarmowy – twierdzi Biskup. – Ludowcy muszą pomyśleć o zmianie swojej polityki, bo ich obecność w Sejmie jest poważnie zagrożona.