[b]Rz: Jest pan jedną z osób działających na rzecz uwolnienia polskiej kultury. Co ją blokuje?[/b]
[b]Alek Tarkowski:[/b] Barierą jest system prawa autorskiego, który uważam za kluczową instytucję kultury – równie ważną jak biblioteki czy muzea. Obowiązujący system powstał jako regulacja technologii analogowych, był związany z masowymi mediami, określał, kto może tworzyć, dystrybuować, kto ma dostęp do utworów. Technologie cyfrowe otworzyły wrota kultury i teraz dróg komunikacji jest więcej. Twórcy amatorscy mogą konkurować z profesjonalnymi. Nowe rodzaje aktywności, jak sampling, remiks czy mash-up, rozwinęły się na dużą skalę. W tej sytuacji stare regulacje tracą skuteczność. Dlatego prawem autorskim zainteresowali się artyści, myśliciele, nawet piraci.
[b]Ale ruch wolnej kultury i organizację Creative Commons, promującą nieodpłatne udostępnianie utworów w zgodzie z prawem autorskim, założyli prawnicy?[/b]
Zaczęło się w 2001 r. od prawników w USA, bo inni po prostu obchodzili przepisy. Artyści nie znają się na prawie, więc jeśli ono im przeszkadza, łamią je albo uzyskują zgodę na odpłatne wykorzystanie utworu. Bo przepisy nie zamykają możliwość czerpania z czyjejś twórczości, tylko wymagają zgody właściciela i niemal zawsze opłaty. To dobra zasada, ale została wykrzywiona, m.in. przez stawki, jakich żądają posiadacze praw, lub decyzje artystów i ich spadkobierców, którzy nie pozwalają udostępniać dzieł. Dziś ruch na rzecz wolnej kultury tworzy cała gama organizacji, Creative Commons jest jedną z nich. Opracowane przez CC licencje prawne umożliwiają wolny obrót kultury. Dzięki nim dostępne są m.in. artykuły Wikipedii i wiele zdjęć w serwisie Fickr.
[b]Na czym polega działalność Creative Commons?[/b]