[b]Stereotyp agresywnego Kaczyńskiego jest prawdziwy?[/b]
I Tusk, i Kaczyński są politykami nastawionymi na konflikt. Więcej nie powiem.
[b]Pan opisuje system dwubiegunowy, ale on się przechyla w stronę Platformy. Czy w tej sytuacji prawica, i tak społecznie słabsza, nie powinna zadbać o jedność?[/b]
Gdy popierałem Jarosława Kaczyńskiego, zaraz po ogłoszeniu wyników pierwszej tury wyborów powiedziałem, że niewiele doświadczyliśmy solidarności – ale będziemy solidarni. I tak było zawsze. Jeszcze w latach 90. broniłem rządu Olszewskiego, który obalał Bronisław Komorowski, i rządu Suchockiej, który obalał Jarosław Kaczyński. Zawsze broniłem rządów na prawo od centrum atakowanych przez lewicę. Dziś problem polega na tym, że PiS nie proponuje Prawicy Rzeczypospolitej żadnej formuły współpracy szanującej naszą polityczną samodzielność. Długo miałem na to nadzieję, ale dziś po wyborach samorządowych widzę tylko coraz większą tendencję monopolistyczną w PiS, więc czas powiedzieć, że ta droga została przez Kaczyńskiego zamknięta. A przecież nie mamy dziś pretensji do antywałęsowskiej prawicy, że krytykowała błędy Lecha Wałęsy, mimo że okoliczności lat 90. sprawiły, że to on był alternatywą dla Kwaśniewskiego.
[b]Porównuje pan Kaczyńskiego do Wałęsy?[/b]
Stosunek Jarosława Kaczyńskiego do cywilizacji chrześcijańskiej bardzo przypomina stosunek Lecha Wałęsy do antykomunizmu. Obaj byli przekonani, że poparcie wyborców prawicy należy im się bezwarunkowo, z urzędu.
[b]Fala antychrześcijańska jest ogólnoeuropejska. Kaczyński uważał, że aby ją powstrzymać, warto być nieco mniej wyrazistym w sprawach ideologicznych.[/b]
Nie zauważyłem jego zainteresowania tymi kwestiami. Natomiast doświadczenie europejskie potwierdza konieczność silnej, aktywnej opinii chrześcijańskiej. Dzięki temu, że żądaliśmy więcej, Polska na początku lat 90. stała się konserwatywną demokracją – z prawną ochroną życia, ze stosunkami z Kościołem uregulowanymi przez konkordat.
[b]Może dziś „żądanie więcej” to recepta na rozwój palikotyzmu?[/b]
Palikot żywi się moralnymi słabościami życia katolickiego i zacieraniem granic między opinią katolicką a walką PiS o władzę. Dziś potrzebujemy walki o zasady i również o kształt polskiego konsensusu. W 2006 roku Sejm mógł przyjąć uchwałę stwierdzającą, że niszczenie embrionów to drastyczne łamanie praw człowieka, niezgodne z polskim prawem. Za tym głosowało 83 procent posłów, w tym Bronisław Komorowski i Donald Tusk. Nie było chyba dobitniejszego głosu w sprawie in vitro. Co stało się z tamtą autentyczną rewolucją moralną?
[b]Liderzy czytają sondaże, a czasy się zmieniają. Dziś 66 procent Polaków deklaruje w sprawie in vitro stanowisko odmienne niż Kościół.[/b]
I dlatego politycy nie mogą mówić „jestem katolikiem – to wystarczy”, bo nie wystarczy. W Europie milionowym chrześcijańskim demonstracjom towarzyszy tchórzostwo tak zwanej umiarkowanej prawicy. A przecież – jak mówi Benedykt XVI – prawo naturalne nie jest wyznaniowe. Można walczyć o trudne zasady, bo republikańska demokracja opiera się na debacie, wyborach, a nie sondażach. Sondaże pokazują poparcie Polaków dla kary śmierci – ale żaden Palikot na tym wyborów nie wygrał. Sondaże były nieprzychylne dla tarczy antyrakietowej. Potrzebny jest poważny głos w debacie o przyszłości Polski, o Polsce w Europie – i dlatego pracuję na rzecz przywrócenia samodzielności prawicy chrześcijańsko-konserwatywnej. Szkoda, że bez solidarności ze strony innych ugrupowań.
[b]To wynika z procesów społecznych.[/b]
Raczej z tego, co Sołżenicyn określił jako „zmierzch odwagi”.
[b]Skąd pana zdaniem eksplozja palikotyzmu po Smoleńsku? Kilka lat temu młodzi ludzie nie przybijali misia do krzyża.[/b]
Ale z pani Nieznalskiej uczyniono heroinę wolności słowa. Tym bardziej potrzebna jest reakcja – nie fala złości, pomstowania, tylko poważna reprezentacja opinii katolickiej.
[b]Pana recepta na narodowe pojednanie po Łodzi?[/b]
To kolejna stracona okazja, by powołać rząd zaufania społecznego – jak pierwszy rząd Sikorskiego po zamordowaniu prezydenta Narutowicza. W końcu w obu dominujących partiach są ludzie, którzy rozumieją słowo „solidarność” i nie niszczyli kapitału społecznego zaufania.
[b]Ale to wymagałoby samoograniczenia się PO.[/b]
Nie od rządu należałoby tu oczekiwać inicjatywy. Jej podjęcie pozwoliłoby na przykład prezydentowi zademonstrować, że wykonuje władzę suwerenną. Charakterystyczne, że opozycja w momentach kryzysów nie domaga się ustąpienia i zmiany rządu, ale – co wcale nie jest bardziej realne – komisji śledczych i uchwał potępiających. A prezydent, zamiast podejmować niezależną inicjatywę, nawet akt żałoby realizuje z byłymi partyjnymi kolegami.
[b]Dlatego słyszy pan: to utopia.[/b]
A czy pomysł na uchwałę Sejmu, w której większość sejmowa potępi sama siebie – jest bardziej realny? Każda obelga pana Palikota staje się centralnym problemem debaty publicznej. Może lepiej pytać polityków, co sądzą o imperatywach racji stanu?
[b]Wierzy pan, że dziennikarze zapytają, a Tusk od jutra się samoograniczy?[/b]
Wierzę, że opinia publiczna zacznie zastanawiać się nad czymś sensowniejszym niż monologi PO i PiS.
Marek Jurek jest przewodniczącym Prawicy Rzeczypospolitej. W latach 1989 – 2001 był jednym z liderów ZChN, następnie – do 2007 roku – Prawa i Sprawiedliwości. Od roku 2005 do 2007 marszałek Sejmu