Według Smirnowa główne przyczyny katastrofy to: wady w przygotowaniu lotu i kompletowaniu załogi, brak treningów i nieprzygotowanie polskiego 36. specpułku.
– Przed przylotem prezydenckiego samolotu strona polska powinna była wysłać do Smoleńska specjalną komisję, która sprawdziłaby warunki lotniska Siewiernyj – przekonywał. I wyliczał błędy: piloci nie byli wytrenowani w lotach w szczególnych warunkach, np. mgle. Nie mieli treningów na symulatorze, a załoga nie była zgrana i nie znała lotniska.
– Pierwszy i drugi pilot powinni rozumieć się bez słów. Tego nie było – ocenił Smirnow. Zarzucił załodze, że nie znała topografii okolic lotniska i nie wiedziała o tzw. jarze. – Nawigator, nie wiadomo dlaczego, zaczął podawać wysokość według radiowysokościomierza – mówił.
Eksperci krytykowali brak na pokładzie lidera (szef MON Bogdan Klich twierdzi, że Rosjanie nie zapewnili go na czas) i błędy w końcówce lotu.
Z kolei Ruben Jesajan z Państwowego Naukowo-Doświadczalnego Instytutu Lotnictwa Cywilnego wytykał, że polski pilot zdecydował się lądować, choć pogoda to uniemożliwiała. Podkreślał, że kontroler pozwolił załodze zejść na wysokość decyzji, czyli 100 m. – Na tej wysokości pilot powinien odejść na drugi krąg – dodawał.
– Wszyscy szukali ziemi, nie było ziemi, a potem było pełno trupów – stwierdził Oleg Smirnow.