Do krwawych wydarzeń doszło w trzech miastach. 17 demonstrantów poniosło śmierć w Darze, w południowo-zachodniej części kraju, dwóch w mieście Hims na zachodzie i trzech w Haraście pod Damaszkiem.
Według syryjskich obrońców praw człowieka policja użyła ostrej amunicji, gazu łzawiącego i innego rodzaju gazu, który powodował omdlenia. Państwowa telewizja obarczyła winą opozycję, twierdząc, że grupy jej uzbrojonych bojowników zabiły w Darze 19 funkcjonariuszy sił bezpieczeństwa oraz raniły 75 innych.
Demonstranci w Darze podpalili siedzibę rządzącej partii BAAS, na której czele stoi prezydent Baszar al Assad. Zniszczyli też kamienny pomnik nieżyjącego już brata syryjskiego przywódcy. – Z pomnika Basila al Assada została kupa gruzu – powiedział jeden ze świadków zajść. Personel szpitala w Darze informował, że jest tylu rannych, iż zabrakło dla nich łóżek.
W Hims do zamieszek doszło po piątkowych modłach, gdy na ulice wyszły z meczetów tysiące ludzi, skandując hasła antyreżimowe. Podobnie było w Haraście zamieszkanej głównie przez sunnitów mających dość dominacji mniejszości alawickiej we władzach i służbach mundurowych. Demonstranci, którzy wyszli z meczetów, zostali najpierw zaatakowani przez funkcjonariuszy ubranych po cywilnemu. Potem na ulicach rozległy się serie z broni maszynowej.
Syryjski reżim jest jedną z najbardziej bezwzględnych dyktatur w świecie arabskim. W manifestacjach na rzecz reform, które rozpoczęły się przed trzema tygodniami, zginęło już kilkadziesiąt osób.