– Grzegorz Napieralski strzelił sobie w stopę, wynajmując luksusową salonkę i urządzając w pociągu bankiet dla dziennikarzy – w ten sposób Marek Migalski, europoseł PJN, naśmiewał się w weekend z lidera SLD. Deputowany spotkał Napieralskiego na dworcu w Warszawie. Szef Sojuszu wpadł bowiem na pomysł, aby wynająć specjalny wagon w pociągu relacji Warszawa – Sosnowiec i w nim, przy suto zastawionym stole, zorganizować konferencję dla dziennikarzy na temat bolączek kolejnictwa.
Gotowanie na ekranie
Napieralski celuje w podobnych happeningach, które gwarantują zainteresowanie mediów, a w ubiegłorocznych wyborach prezydenckich dały mu dobry wynik. Dlaczego akurat konferencja w pociągu była błędem?
– Bo liczy się kontekst. Gdyby Napieralski był liberałem i chciał powiedzieć ludziom: "zobaczcie i was będzie na to stać, gdy powierzycie mi władzę", wszystko byłoby w porządku. Ale to jest socjalista, który nie powinien wozić się luksusowymi salonkami za pieniądze podatników – ocenia Wojciech Jabłoński, politolog i specjalista od marketingu politycznego. – Ten przekaz jest fatalny.
Wpadka z pociągiem to według ekspertów niejedyny błąd, jaki Napieralski popełnił w ostatnich dniach. Inny to zamieszczenie na Twitterze swojego zdjęcia z malutkim dzieckiem z domu dziecka. – To nie jest dobry pomysł – komentuje Joanna Gepfert, specjalistka od wizerunku politycznego. – Jest powszechna zgoda na promowanie się polityków z własną rodziną, ale nie na zdjęcia z dziećmi poszkodowanymi przez los.
Eryk Mistewicz, doradca polityczny, zauważa, że jeżeli partia jest solidna, wręcz nudna, powinna zadbać o tzw. ludzki rys. – Wtedy robi się sesję zdjęciową lidera z żoną lub bierze udział gotowaniu na ekranie – mówi. – Ale w SLD nie ma poważnego przekazu. Jest tylko gotowanie.