Na liście kontrolujących CPI jest nawet Centrum Systemów Informacyjnych Ochrony Zdrowia podlegające Ministerstwu Zdrowia, w których NIK właśnie odkryła łamanie prawa zamówień publicznych, m.in. nieprawne zlecenia z wolnej ręki. Zapytaliśmy NIK i MRR, co wynika z ich kontroli w CPI, ale w środę nie uzyskaliśmy odpowiedzi.
Dowody korupcji w CPI zdobyli funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Ci sami, którzy od kilku miesięcy raz jeszcze analizują zamówienia publiczne w CPI - sprawdzają ten sam zakres badany przez poprzednie instytucje. Wyniki mają być znane na początku lipca. - Nie chcemy oceniać poprzednich kontroli, ich zakres jest inny. My badamy zamówienia w CPI bardzo dokładnie i skrupulatnie - mówi dyplomatycznie Jacek Dobrzyński, rzecznik CBA.
Jeden z urzędników z sektora teleinformatyki tłumaczy, że Andrzej M., były dyrektor CPI (obecnie w areszcie), dbał o to, by wszystkie papiery były formalnie poprawne, wspierał się przy tym ekspertyzami doradców, którym płacił miliony złotych. Wszyscy, którzy znają Andrzeja M. z tamtych czasów, podkreślają, że zbudował to swoje rozproszone poparcie i wizerunek cudownego dziecka polskiej informatyki. - Sam pamiętam, jak Władza Wdrażająca Programy Europejskie (przy Ministerstwie Rozwoju Regionalnego) posyłała dyrektorów "nie radzących" sobie z projektami na korepetycje do M. Ale niezależnie od tego coraz częściej mam wrażenie, że kontrole nic nie wykryły, bo nie miały niczego wykryć - dodaje gorzko urzędnik.
Śledczych dziwi dziś, że korupcji nie wykryto wcześniej. Dyrektor CPI Andrzej M. w oświadczeniach majątkowych nie wykazywał majątku, chwalił się jednak publicznie słabością do drogich cygar i motocykli. - Ani policja, w której pracował, ani MSWiA nie analizowało, czy oświadczenia majątkowe są zgodne z rzeczywistością. M. nie interesowało się także Biuro Spraw Wewnętrznych - wytyka jeden ze śledczych.