Choć warszawiacy nie czują się na ulicach bezpiecznie Straż Miejska zamiast zwiększać ilość patroli, kieruje funkcjonariuszy do prowadzenia kursów sztuki walki dla kobiet.

Zdaniem Jerzego Dziewulskiego, byłego posła i eksperta od spraw bezpieczeństwa, mało prawdopodobny jest, by w kilka tygodni nauczyć się obezwładniać agresora. – Kobiety przy zawodowym bandycie, nawet po szkoleniu, nie mają większych szans na jego obezwładnienie. By zdobyć takie umiejętności trzeba ćwiczyć każdego dnia znacznie dłużej. Ale kursy takie poprawiają samopoczucie kobiet, ich sprawność, co też jest ważne – mówi Dziewulski. Jego zdaniem akcja może mieć charakter wizerunkowy, bo strażnicy są krytykowani przez mieszkańców. – To najbardziej znienawidzona służba w Polsce – to nie jest moja ocena. Nie dlatego, że karze mandatami. Dlatego, że przejmuje formy pracy policyjnej i żąda coraz więcej uprawnień. A kursy samoobrony, to próba nawiązania społecznego kontaktu, by poprawić swój wizerunek – dodaje.

Straż miejska przekonuje, że z roku na rok organizowane przez nich kursy „Bezpieczna warszawianka" cieszą się coraz większym zainteresowaniem. Od 2000 roku skorzystało z nich około 2 tys. pań. Tylko w ubiegłym roku w trzech szkoleniach uczestniczyło ich 200. A kursy „Bezpieczne warszawianki" wpisują się w szereg akcji organizowanych od lat, m. in. uczenia dzieci w szkołach o bezpiecznym zachowaniu się na drodze czy w sieci.

– Na kursy samoobrony dla kobiet zawsze jest więcej chętnych niż miejsc. Lista zapełnia się w ciągu kilku godzin - mówi Krzysztof Mich z biura prasowego SM. Zapewnia, że w trakcie zajęć prócz nauki elementów różnych sztuk walki nacisk kładziony jest na techniki psychologiczne. – Panie dowiadują się jak zachować się w sytuacji stresowej, co robić by nie stać się ofiarą niebezpieczeństw mówi Krzysztof Mich.

Bezpłatne kursy samoobrony dla pań organizowane są też w dzielnicach. Kończy się w Białołęce, niebawem ruszy kolejny. – Szkolenia będziemy też organizować w Śródmieściu, na Bemowie i Woli – mówi prezes Polskiej Federacji Combat „Hosin-Sul" Grzegorz Wyszomierski. Przekonuje, że wśród kobiet, które przez 10 lat uczestniczyły w zajęciach prowadzonych przez jego organizacji, średnio co trzecia przyznawała się, że była atakowana na ulicy. – Przez kilka lat byłem strażnikiem miejskim i wiem, jak wyglądają działania prewencyjne. Jak agresor widzi patrol, nie atakuje. Czeka aż odejdzie - mówi Wyszomierski, podkreślając konieczność istnienia straży na ulicach. On również przekonuje, że podstawowych odruchów samoobrony nie sposób nauczyć się w trzy miesiące. Minimum to 9 miesięcy.