Deputowany opozycyjnej partii Nasza Ukraina Hennadij Moskal zwrócił się z wnioskiem do władz miasta Dołbysz (ukr. Dowbysz) w obwodzie żytomierskim, by nadały językowi polskiemu status regionalnego. – To tradycyjne miejsce zamieszkania ukraińskich Polaków – uzasadniał. Wniosek napisał w języku polskim.
Dołbysz leży kilkadziesiąt kilometrów na zachód od Żytomierza. Niewielkie, biedne miasteczko, liczy 7 tysięcy mieszkańców; połowa to Polacy. W 1925 roku stał się, jako Marchlewsk, stolicą polskiego rejonu autonomicznego, Marchlewszczyzny. W 1935 r. rejon zlikwidowano, a z okolicznych wsi w 1936 r. deportowano Polaków do Kazachstanu. Dziś w miejscowej szkole, zbudowanej za polskie pieniądze, uczy się sporo polskich dzieci. Ale mieszkańcy język znają słabo. Czy jest szansa, by stał się regionalnym?
– Nad tym bardzo poważnie myślimy, o tym rozmawiamy – mówi Stefan Kuriata, szef polskiej organizacji w Dołbyszu. – Przecież Polaków mieszka u nas bardzo wielu. Ale jak zacząć? Trzeba rozmawiać z ludźmi, z radą wiejską – dodaje.
Język regionalny otrzymuje większość tych przywilejów, którymi cieszy się język państwowy – ukraiński. Mieszkaniec regionu, w którym przyznano taki status jakiemuś językowi, może pisać w nim sądowe pisma i używać go w urzędzie. W takim regionie mogą się też pojawić dwujęzyczne nazwy ulic.
Kontrowersyjna ustawa
Zastępca przewodniczącego Kongresu Mniejszości Narodowych na Ukrainie Josyp Ziselc twierdzi, że ustawa językowa została napisana z myślą o języku rosyjskim. Przedstawiciele innych narodowości, oprócz Węgrów w mieście Berehowe (węg. Beregszaz, pol. Bereg Saski) w obwodzie zakarpackim, gdzie język węgierski otrzymał status regionalny, nie są optymistami. W mieście Ismaił pod Odessą radni nie chcieli nadać językowi bułgarskiemu statusu regionalnego. A tam Bułgarzy stanowią 10 proc. mieszkańców – tyle, ile przewiduje ustawa, by starać się o przywileje dla ojczystego języka.