Był prymasem w przełomowym okresie historii Polski i Kościoła. Przeprowadził go przez stan wojenny i przełom 1989 roku. Ci, którzy go znali, podkreślają jego skromność i uczciwość. Kardynał Józef Glemp zmarł w środę w Warszawie. Miał 83 lata.
– Znałem Prymasa jeszcze jako kolegę Józia – wspomina ks. prof. Antoni Siemianowski, kolega z seminarium. – Kończyliśmy to samo liceum im. Jana Kasprowicza w Inowrocławiu. Jego pasjonowała literatura, mnie historia, można więc powiedzieć, że mieliśmy podobne, humanistyczne zainteresowania. Wyróżniał się na lekcjach i na boisku. Był zapalonym sportowcem, uprawiał rzut kulą. Podziwiałem go za to, bo mnie do sportu w ogóle nie ciągnęło – dodaje.
Przyszły Prymas przyjął święcenia kapłańskie 25 maja 1956 roku, w bazylice prymasowskiej w Gnieźnie. Później przez kilka lat przebywał na studiach w Rzymie. Po powrocie do Polski był m.in. sekretarzem i kapelanem prymasa Stefana Wyszyńskiego. Panuje powszechne przekonanie, że został arcybiskupem warszawskim, gdyż został na ten urząd wskazany przez umierającego kard. Wyszyńskiego. Pod koniec życia Prymas – choć zobowiązany do zachowania tajemnicy – starła się prostować te informacje, mówiąc, że odbywał się normalny proces konsultacji kandydatów. Z nieoficjalnych informacji wynika, że prymas Wyszyński wskazał trzech kandydatów, z których Jan Paweł II po konsultacjach wybrał biskupa warmińskiego Józefa Glempa (którym ten był od zaledwie dwóch lat).
Trudny stan wojenny
Funkcję objął 7 lipca 1981 roku, pięć miesięcy przed wprowadzeniem stanu wojennego w grudniu 1981 roku. W stanie wojennym apelował „o spokój, o zaniechanie gwałtu, o zażegnanie bratobójczych walk”. – Obejmując urząd, wszedł w samo epicentrum wydarzeń najnowszej historii Polski, stając się dla wielu najwyższym autorytetem wskazującym rozwiązania dla całego narodu. To jemu w dużej mierze zawdzięczamy powstrzymanie w tym okresie bratobójczych walk zbrojnych. Uważał, że trzeba zrobić wszystko, aby nie dopuścić do sytuacji, w której Polacy będą walczyć przeciwko sobie, rozlewając własną krew – zauważył abp warszawsko-praski Henryk Hoser.
– Od prymasa Wyszyńskiego wiedziałem, że trzeba rozmawiać z każdą władzą – mówił kard. Józef Glemp w rozmowie z „Rz” w 2011 roku. Jednak w latach 80. jego linia była krytykowana przez dużą część opozycji, emigrację, która nazywała go nawet „towarzyszem Glempem”. Jeszcze dzisiaj niektórzy zarzucają mu zbytnią ugodowość wobec ówczesnych władz PRL, mimo iż historia pokazała słuszność jego linii. Jednocześnie w stanie wojennym prymas Glemp roztoczył parasol ochronny nad osobami represjonowanymi przez reżim Jaruzelskiego, powołując Prymasowski Komitet Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i Ich Rodzinom.
– Kardynał Glemp musiał się wówczas wznosić na wyżyny, które były doświadczeniem jego dwóch wielkich poprzedników – prymasów Hlonda i Wyszyńskiego – mówi „Rz” prof. Jan Żaryn, historyk z UKSW. – Niewątpliwie był on ostatnim z wielkich prymasów – dodaje.