Korespondencja z Charkowa
Polacy przyjechali do Charkowa w ciszy i tak samo wyjadą. Nasi piłkarze walczyli, tego nie można im odmówić, ale ich umiejętności są za małe, by zakwalifikować się do turnieju, w którym grają najlepsi. Waldemar Fornalik poprowadzi drużynę we wtorkowym meczu z Anglią na Wembley, a później złoży broń.
W Charkowie znowu zobaczyliśmy eksperymentalną drużynę. Po raz pierwszy w tych eliminacjach zagrało dwóch zawodników – Mariusz Lewandowski i Grzegorz Wojtkowiak. Błąd tego drugiego w 64. minucie spowodował stratę gola. Nie doskoczył do piłki, w polu karnym czekał Andrij Jarmolenko i Ukraina prowadziła 1:0. Wojtkowiak na co dzień gra w drugoligowym niemieckim TSV 1860 Monachium, jeszcze na lotnisku w Charkowie mówił, że czuje się prawym obrońcą. Zagrał po lewej stronie, bo Fornalik nie miał przekonania do Jakuba Wawrzyniaka.
Chociaż zwycięstwa z Ukrainą i Anglią od początku wydawały się misją niemożliwą do zrealizowania, trener przekonywał, że ma drużynę, którą stać na niespodziankę. Po siedmiu minutach Ukraińcy mieli dwie żółte kartki i pokazali Polakom, że nie pozwolą im na efektowną grę. W obronie Łukasz Szukała i Kamil Glik uprzedzali zagrania rywali, wydawało się, że mają sytuację pod kontrolą, a ostatni kwadrans przed przerwą dawał nadzieję. Zaczęło się od strzału Glika po dośrodkowaniu z rzutu rożnego, kiedy piłkę z linii bramkowej wybił obrońca. Obiecująco wyglądała współpraca Waldemara Soboty z Jakubem Błaszczykowskim. Roberta Lewandowskiego jak zwykle pilnowało kilku przeciwników, a dobrych podań miał jak na lekarstwo.
Fornalik grał o swoją przyszłość i o uratowanie marzeń, ale nie starczyło mu odwagi, żeby wystawić dwóch ofensywnych pomocników od początku meczu. Kiedy przegrywaliśmy, wpuścił na boisko Adriana Mierzejewskiego i Piotra Zielińskiego, ale było już za późno. Ukraina to zbyt cwany zespół, by pozwolić sobie na słabość w takim momencie. Został jej mecz z San Marino, baraży o mundial jest już pewna.