Dla Władimira Putina trudna przeprawa zaczęła się już po wylądowaniu w stolicy australijskiego stanu Queensland. Na lotnisku czekał na niego tylko wiceminister obrony, przedstawiciel rządu wyjątkowo niskiej rangi. Znajdujący się nieopodal prokurator generalny George Brandis, osoba o wiele ważniejsza w australijskim systemie władzy, do Putina nie podszedł, choć niedługo później serdecznie witał Angelę Merkel i prezydenta Chin Xi Jinpinga.
Aby uniknąć otwartego afrontu, premier Tony Abbott zapowiedział co prawda, że „jako gościa Australii przyjmie Putina z uprzejmością i szacunkiem". Ale zapowiedział też, że w prywatnej rozmowie z rosyjskim przywódcą będzie domagał się wyjaśnienia, dlaczego do tej pory nie przeprowadzono międzynarodowego śledztwa w sprawie katastrofy malezyjskiego samolotu i nie doszło do postawienia przed wymiarem sprawiedliwości sprawców tragedii, w której zginęło 38 Australijczyków.
Przez kolejne kilkadziesiąt godzin Putin raczej wytchnienia nie miał.
– Zdaje się, że muszę panu podać rękę. Ale uważam, że powinien pan natychmiast wyprowadzić wojska z Ukrainy – oświadczył Rosjaninowi premier Kanady Stephen Harper.
Do szorstkiej, wręcz brutalnej wymiany zdań Putin przywykł. Ale poważnym problemem jest dla niego to, że już żaden z przywódców czołowych krajów zachodnich nie ma złudzeń co do polityki Kremla na Ukrainie i nie wyklucza nałożenia jeszcze surowszych sankcji, gdyby miała być ona kontynuowana.