Tomasz Krzyżak: Politycy nie mogą żyć bez Kościoła

Hierarchowie trzymają dystans do polityki, ale to nie wystarcza.

Aktualizacja: 22.07.2015 19:28 Publikacja: 21.07.2015 21:06

Tomasz Krzyżak: Politycy nie mogą żyć bez Kościoła

Foto: Fotorzepa, Piotr Guzik

Czy Kościół chce uzyskać jakąś władzę polityczną w dzisiejszym świecie? Nie. (...) Polityką powinni rządzić politycy. Kościołowi wystarczy ta władza, jaką ma nad człowiekiem".

„Przywrócenie dobrobytu w Polsce nie uda się bez przywrócenia uczciwości i prawdy, bez przywrócenia Boga i przykazań Bożych w każdym miejscu, gdzie żyje, pracuje i odpoczywa człowiek. (...) Obecność katolików i świadectwo ich sumienia musimy słyszeć na zebraniach i przy wyborach, w zarządach i samorządach, w parlamencie i w fabryce".

Zaczynam ten tekst od przywołania cytatów z początku lat 90., gdy polska demokracja raczkowała. Pierwsze słowa są od ks. prof. Józefa Tischnera, niegdyś kapelana „Solidarności", z czasem postrzeganego jako patrona obozu liberalnego. Drugie wyjąłem z listu Józefa Michalika, wówczas biskupa gorzowskiego, do którego przylgnęła łatka twardogłowego konserwatysty. Przywołuję je, bo choć wypowiedziane przed 25 laty, nie straciły aktualności. Rozpoczęta wtedy dyskusja na temat angażowania się Kościoła w życie publiczne ostatnio rozgorzała bowiem na nowo ze zdwojoną siłą.

U progu niepodległości Kościół stał na pierwszej linii, bo takie było zapotrzebowanie. Od instytucji, która przez 45 lat komunizmu była ostoją wolności, oczekiwano czytelnego wskazania, kogo należy popierać. Szybko pojawiły się jednak głosy o klerykalizacji życia publicznego. Tak postrzegano nie tylko przywracanie religii do szkół, ale i np. urządzenie kaplicy w Pałacu Prezydenckim. Głosy te wychodziły i wciąż wychodzą od środowisk, które przed rokiem 1989 kryły się pod parasolem Kościoła i odwoływały do jego autorytetu.

Z czasem Kościół hierarchiczny zdystansował się od czynnej polityki, ale nie zrezygnował z przysługującego mu prawa do oceny moralnej. I taka sytuacja – pomijając nieliczne incydenty – trwa do dziś. Przed wyborami biskupi nie wskazują, na kogo głosować, ale wypowiadają się w sprawach moralnych, np. krytykując in vitro. Część mediów oraz wielu działaczy partyjnych usiłuje wmówić społeczeństwu, że są to próby wpływania na polityków. Tymczasem Kościół przypomina swoje nauczanie. Inne interpretacje są w moim przekonaniu pozbawione sensu.

Nieco inaczej rzecz ma się z krytyką dotyczącą manifestowania wiary, która dotyka Andrzeja Dudę, Beatę Szydło, a także Jarosława Kaczyńskiego. Tu problem jest bardziej skomplikowany, bo niektóre zachowania polityków PiS są próbami instrumentalnego wykorzystania autorytetu Kościoła do walki politycznej.

Prezydentowi elektowi wytyka się np. udział w uroczystościach religijnych. Z jednej strony to oczywiste, że chrześcijanin uczestniczy w niedzielnej mszy. Z drugiej – sprawa jest delikatna, bo udział Andrzeja Dudy jest szalenie nagłaśniany zarówno przez jego otoczenie, jak i gospodarzy poszczególnych uroczystości (w naturalny sposób chcących się pochwalić wizytą ważnego gościa).

Nie sposób nie odwołać się tu do słów Chrystusa: „Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać". Nie chcę nikogo oskarżać o obłudę czy brak pokory, ale pewien umiar wydaje się konieczny. Zwłaszcza że ów udział prezydenta elekta w liturgiach jest wykorzystywany przez jego przeciwników politycznych. I w istocie nie służy dobrze ani jemu, ani Kościołowi.

Inny kłopot pojawia się, gdy w przestrzeni sakralnej politycy zaczynają przemawiać. Odwołam się do zdarzenia z przeszłości. W roku 1991 bp Michalik stwierdził przed wyborami, że „katolik ma obowiązek głosować na katolika, chrześcijanin na chrześcijanina, muzułmanin na muzułmanina, żyd na żyda, mason na masona, komunista na komunistę, każdy niech głosuje na tego, którego sumienie mu podpowiada".

Interpretując po latach te słowa, Jarosław Gowin – dziś w tym samym obozie co Duda – stwierdził, że dla abp. Michalika z nakazów wiary w prosty sposób wynikają postulaty i programy polityczne. A katolicyzm jest dla niego formą ideologii.

Prezydent elekt w ostatnią niedzielę w Rychwałdzie dziękował m.in. za możliwość pomodlenia się za ojczyznę, o siłę i mądrość: „Tego zawsze potrzeba, jeżeli ktoś chce zrealizować wielkie dzieło (...) naprawy Rzeczypospolitej, które jest przed nami. Wierzę, że jako ludzie wierzący, także dzięki tej modlitwie, zdołamy to zrealizować lepiej, uczciwiej i rzetelniej". Ideologizacja?

Weźmy jeszcze wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego z Jasnej Góry. Kiedy niedawno napisałem, że tego typu działaniem prezes PiS szkodzi sobie, ale przede wszystkim Kościołowi, spadła na mnie lawina krytyki. Zarzucano mi np., że nie dostrzegłem wcześniejszych przemówień z jasnogórskiego szczytu Bronisława Komorowskiego. Zauważyłem. Nie porównywałem ich z sobą, bo okoliczności były odmienne. I warto o tym pamiętać.

„Jeśli zajdzie potrzeba, aby świecki przekazał wiernym zgromadzonym w kościele jakieś informacje albo świadectwo o życiu chrześcijańskim, należy to zasadniczo przenieść poza celebrację mszy świętej. Z poważnych jednak przyczyn można takie informacje lub świadectwa przekazać po odmówieniu przez kapłana modlitwy po komunii" – stwierdza watykańska instrukcja „Redemptionis Sacramentum".

Komorowski jako urzędujący prezydent pojawiał się na Jasnej Górze od 2010 r. przy okazji dożynek. Za każdym razem wygłaszał przemówienia (zresztą nie tylko on, bo także minister rolnictwa). Pojawiały się w nich elementy polityczne, ale – co jest do sprawdzenia m.in. w relacjach biura prasowego Jasnej Góry – uroczystości były czytelnie podzielone na część oficjalną i modlitewną. Komorowski występował kilka minut przed mszą, nigdy zaś na jej zakończenie.

Inaczej rzecz się miała z ostatnim pobytem na Jasnej Górze Jarosława Kaczyńskiego. Jego przemówienie przeniesiono wprawdzie poza celebrację, ale granica dzieląca sacrum i profanum nie była wyraźna.

Można byłoby potraktować to wystąpienie w charakterze świadectwa – jeden z najważniejszych polityków mówi o swoim sprzeciwie wobec ustawy o in vitro. Można, gdyby nie wyraźne wtrącenia polityczne – zawierające w sobie cechy agitacji – których prezes PiS nie unikał, zachwalając Andrzeja Dudę i Beatę Szydło jako ludzi prawych i uczciwych. Gdyby ugryzł się w język, nie byłoby problemu – a tak powstało wrażenie, że wciąga do polityki Kościół i na jego autorytecie usiłuje zbić kapitał polityczny.

Na marginesie: słowa lidera PiS o sprzeciwie wobec in vitro brzmią nieco groteskowo, jeśli przypomnimy sobie, że jako premier w 2007 r. w istocie storpedował projekt zmian w konstytucji, który zakładał wpisanie do niej ochrony życia człowieka od poczęcia. Efektem tamtych zagrywek była m.in. rezygnacja Marka Jurka ze stanowiska marszałka Sejmu i jego odejście z partii.

To instrumentalne wykorzystywanie Kościoła nie jest wyłączną domeną PiS. W kampanii wyborczej do parlamentu w 2007 r. kartą tą grali także politycy PO, którzy chwalili się udziałem w rekolekcjach i wychodzili sobie nawet audiencję u kard. Stanisława Dziwisza.

A kto dziś pamięta, że tuż przed wyborami prezydenckimi w 2005 r. Donald Tusk doznał nagłego olśnienia religijnego i po wielu latach od ślubu cywilnego zawarł także kościelny. Kto dziś pamięta, że granie Kościołem swego czasu spowodowało, że podzielono go na „toruński" i „łagiewnicki"? Kto pamięta próby instrumentalnego wykorzystania krzyża po katastrofie smoleńskiej? Kto pamięta, że profanacja tego krzyża była co najmniej tolerowana przez polityków obozu rządzącego, a liberalna część mediów pomijała to milczeniem?

Jan Paweł II w adhortacji „Christifideles laici" o misji świeckich w Kościele i świecie podkreślał, że katolik musi być obecny w polityce, by „przynosić chwałę Ewangelii i Kościołowi". Ma dawać świadectwo wartościom ludzkim i ewangelicznym, które mają wewnętrzny związek z działalnością polityczną. Ma przy tym prawo oczekiwać wsparcia ze strony pasterzy. Ale nie może zapominać, że Kościół „nie utożsamia się ze wspólnotą polityczną ani nie wiąże się z żadnym systemem politycznym".

Czy Kościół chce uzyskać jakąś władzę polityczną w dzisiejszym świecie? Nie. (...) Polityką powinni rządzić politycy. Kościołowi wystarczy ta władza, jaką ma nad człowiekiem".

„Przywrócenie dobrobytu w Polsce nie uda się bez przywrócenia uczciwości i prawdy, bez przywrócenia Boga i przykazań Bożych w każdym miejscu, gdzie żyje, pracuje i odpoczywa człowiek. (...) Obecność katolików i świadectwo ich sumienia musimy słyszeć na zebraniach i przy wyborach, w zarządach i samorządach, w parlamencie i w fabryce".

Pozostało 93% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!