Rosja od dawna wie, że to ważny element geopolityki, Polska długo bagatelizowała tę sprawę. Dobrze, że zaczęła nadrabiać zaległości.
Protesty wywołują wprowadzanie nowej ustawy oczyszczającej przestrzeń publiczną z posowieckich „pamiątek" oraz zachęty IPN skierowane do samorządów, by nie czekały na nią i same przyspieszyły działania. Do tej pory większość pomników usunięto, ale niektóre zostały. Tylko od dobrej woli samorządów zależało, czy zrobią z nimi porządek, wiele z nich dla świętego spokoju nie ruszało tych pozostałości, aby nie narażać się na krytykę ze strony Rosji i jej popleczników.
Teraz to państwo polskie wzięło sprawy w swoje ręce, po 25 latach niepodległości zostanie ono nareszcie uporządkowane systemowo.
Przy okazji demontażu pomników i tablic posowieckich można usłyszeć głosy, że to niepotrzebne zadrażnianie, godzenie w pamięć żołnierzy, którzy oddali życie nad Wisłą w walce z Niemcami. Skoro sowieckie symbole nadal są nawet w Niemczech i Austrii, w końcu krajach podbitych przez Armię Czerwoną podczas wojny, dlaczego nie zostawić ich także w Polsce.
Można by nawet tak postąpić, gdyby nie polityczne wykorzystywanie pomników przez Rosję. W optyce Moskwy są one dowodem pamięci i wdzięczności dla sowieckich wyzwolicieli, co im się bezwzględnie należy.