Okolicę urozmaica osada plemienia Himba, położona pośród nieśmiałych oznak zieleni: kilkanaście owalnych chat z gałęzi i liści palmowych uszczelnionych gliną wymieszaną z nawozem, rozłożonych w koło wokół dużego placu. Garstka skazanych na ospałą monotonną egzystencję w prymitywnym świecie pasterzy w poszukiwaniu wilgoci i paszy dla pogłowia bydła, co jakiś czas przenosi swój dobytek z miejsca na miejsce. Ten koczowniczy szczep, liczące kilkanaście tysięcy osobników, stanowi jedną z głównych atrakcji Namibii, bo nie wiele jest w Afryce tak fascynujących grup etnicznych.
Imponujące wrażenie robią młode urodziwe kobiety o uśmiechniętych twarzach i o bardzo bujnych i nadzwyczaj jędrnych piersiach, których jedynym odzieniem jest kusa spódniczka z bordowej koziej skóry. Są słynne z tego, że codziennie dokonują rytualnego make-upu, wysmarowując starannie całe ciało mieszaniną ceglasto-czerwonej ochry, popiołu, tłuszczu z mleka krowiego i ekstraktu dzikich roślin. Stanowi ona ochronny pancerz przed pasożytami, insektami i promieniami słonecznymi, a także przed odwodnieniem organizmu. Ale służy też do zdobienia ciała.
Czerwonej barwy są też różne ozdoby, ciężkie naszyjniki z metalu, bransoletki z miedzi i srebra, ozdoby ze skóry czy muszli, z których każda coś symbolizuje. Ilość bransolet na kostkach nóg odpowiada ilości posiadanych dzieci a upięcia długich włosów zlepionych glinką i splecione w wąskie usztywnione warkoczyki, w zależności od wieku i stanu w obrębie plemienia przybierają różne formy. Kobiety są generalnie respektowane i nie muszą narzucać swojego autorytetu. Zamężne odróżniają się tym, iż noszą zwisającą pomiędzy zwiędniętymi piersiami muszelkę pochodzącą z wybrzeża Angoli, symbol płodności, z którym nigdy się nie rozstają.