Arbitraż jest dla dżentelmenów. Jest to elegancka i dyskretna droga rozwiązania sporu, bez środków przymusu, odwołań, wieloinstancyjnego włóczenia się po sądach. Nie wszyscy do niej dojrzeli.
Ustawa z 28 lipca 2005 roku ([link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr?id=179146]DzU nr 178, poz. 1478[/link]) dokonała zmian w kodeksie postępowania cywilnego w dziedzinie mediacji i arbitrażu. Materia arbitrażu przeniesiona została do części piątej kodeksu. Jej zawartość wzorowana jest na UNCITRAL Model Law. Społeczność arbitrażowa odetchnęła z ulgą. Akt ten zakończył trwającą od 1990 roku debatę, czy reformować arbitraż i według jakich wzorów.
Od tego czasu mijają cztery lata. Ze strony środowisk biznesowych i dziennikarskich padają pytania o ocenę tych przepisów. Jak sprawdzają się w praktyce? Jakie przyniosły zmiany?
Odpowiedź nie jest łatwa, a być może pytania przedwczesne. Przepisy części piątej k.p.c. dotyczące zapisu na sąd polubowny, składu sądu, właściwości, postępowania i wyrokowania nieczęsto mają zastosowanie. Strony zwracają się przede wszystkim do renomowanych sądów arbitrażowych, np. przy Krajowej Izbie Gospodarczej (KIG) w Warszawie albo ICC w Paryżu. Stałe sądy arbitrażowe mają bardzo dobre regulaminy, często lepsze od k.p.c. Z kolei w postępowaniach arbitrażowych ad hoc strony stosują znakomity regulamin arbitrażowy UNCITRAL z 1976 r., niezmieniony od ponad 30 lat.
Przepisy części piątej k.p.c. mają więc zastosowanie dopiero wtedy, gdy strony nie wybiorą ani regulaminu sądu stałego, ani regulaminu arbitrażowego UNCITRAL. Według moich obserwacji zdarza się to dosyć rzadko. Niedoskonałości uregulowań k.p.c. wychodzą więc w praktyce późno, dopiero teraz.