Kto odpowiada za przewlekłość postępowań sądowych

Sędziowie nie mają wpływu ani na obowiązujące prawo, ani na organizację wymiaru sprawiedliwości – przypomina Konrad Wytrykowski, sędzia Sądu Rejonowego w Legnicy

Publikacja: 20.10.2008 08:09

Kto odpowiada za przewlekłość postępowań sądowych

Foto: Rzeczpospolita

Red

Zarzut przewlekłości postępowań sądowych często pojawia się w publikacjach, publicznych wypowiedziach czy analizach poświęconych polskiemu wymiarowi sprawiedliwości. Zwykle bez głębszej analizy winą za ten stan obarczane są wyłącznie sądy, obsadzone przez „nieprzygotowanych fachowo sędziów” (tak Dariusz Śniegocki, dziekan warszawskiej OIRP, w wypowiedzi dla „Rz” z 6 – 7 września). Pomijając grubą niestosowność takich tez, wypada się zastanowić, czy zawsze to sądy i sędziowie odpowiadają za zbyt długo trwające postępowania? Nie zaprzeczam, że zdarzają się sytuacje, gdy to sąd odpowiada za przewlekłość, jednak głównymi winowajcami są organy władzy ustawodawczej i wykonawczej.

[srodtytul]Fatalna legislacja[/srodtytul]

[b]Ustawy sprawiają wrażenie, jakby były pisane na kolanie – tworzone są pod kątem doraźnych potrzeb, bez zachowania zasad techniki legislacyjnej, bez oglądania się na potrzebę spójności systemu prawnego. Króluje niestabilność prawa, częste nieprzemyślane nowelizacje (kodeks postępowania karnego w ciągu dziesięciu lat od wejścia w życie był nowelizowany 44 razy!), tworzenie przepisów kompletnie niezrozumiałych dla przeciętnego obywatela, jak choćby ustawy podatkowe czy te z zakresu zabezpieczenia społecznego.[/b]

Przykładem takiej legislacji jest złożony w Sejmie poselski projekt ustawy o sędzim śledczym. Wystarczy wspomnieć pomysł, by sędzią śledczym zostawała osoba legitymująca się stażem w zawodzie radcy prawnego albo notariusza. Propozycja ta tak wiele mówi o obeznaniu autorów projektu ustawy z przedmiotem jej regulacji, że można ją pozostawić bez komentarza.Nie tak dawno rząd próbował w trybie pilnym przepchnąć przez proces legislacyjny ustawę zmieniającą ustrój sądów. Oczywisty dla prawników fakt, iż łamano przy tym konstytucję, nie miał dla promotorów ustawy żadnego znaczenia.

Z ostatnio uchwalanych bubli prawnych uwagę zwraca ustawa z 29 marca 2007 r. o zmianie k.p.k., która zmieniła właściwość rzeczową sądów karnych. Traf chciał, że ustawodawcy zabrakło precyzji przy konstruowaniu przepisów przejściowych. Skutkiem tego była konieczność przekazania nawet rozpoczętych wcześniej spraw karnych z sądów rejonowych do okręgowych, co implikowało konieczność prowadzenia ich od początku z powtarzaniem całego postępowania dowodowego. I oto – po zamieszaniu z przekazywaniem spraw w 2007 r. – ustawodawca znowu próbuje zafundować nam kolejną wędrówkę akt, tym razem z sądów okręgowych do rejonowych. Tak będzie, jeśli zostanie uchwalona i wejdzie w życie projektowana ustawa o zmianie k.p.k. przywracająca właściwość sądów rejonowych w większości spraw przekazanych w 2007 r. sądom okręgowym z sądów rejonowych.

A skoro o k.p.k. mowa, to dlaczego ustawodawca nie wykonał wyroku Trybunału Konstytucyjnego dyskwalifikującego art. 203 dotyczący obserwacji psychiatrycznych, choć miał na to 15 miesięcy (od redakcji: pisaliśmy o tym obszernie we wczorajszej „Rz”).

Gdzie tu domniemana racjonalność ustawodawcy? Co o takim krążeniu akt między poszczególnymi sądami mają sądzić obywatele? Czy w takim bałaganie prawnym można w ogóle wymagać od sędziów sprawnej pracy?

[srodtytul]Procedury rodem z PRL[/srodtytul]

Od lat słyszymy o konieczności reformy procedur sądowych. Zwłaszcza politycy chętnie w mediach wypowiadają się o konieczności zmian, „by przyśpieszyć procesy sądowe”. Fakty są takie, że w postępowaniach sądowych nadal obowiązują procedury sądowe rodem z PRL. Wystarczy wskazać na:

- stopień sformalizowania procedur sądowych. Wedle raportu Banku Światowego dochodzenie praw z umów na drodze sądowej według stanu na 1 lipca 2007 r. obejmowało w Polsce aż 38 procedur, podczas gdy na Słowacji – 30, w Czechach – 27, zaś w Irlandii zaledwie 20;

- ciągłe hołdowanie zasadzie prawdy materialnej, gdzie to od sędziego, a nie od stron sporu wymaga się przedstawienia faktów, co prowadzi do nadmiernego przedłużenia postępowania dowodowego;

- rozbudowaną ponad zdrowy rozsądek dewolutywność orzeczeń wpadkowych umożliwiającą stronom odwlekanie wydania orzeczenia, a następnie jego uprawomocnienia;

- pozorną kontradyktoryjność, gdzie, jak w postępowaniu karnym, sąd często musi działać jako organ inkwizycyjny szukający dowodów albo paragrafu na sprawcę;

- nieprzystający do wymagań współczesności system biegłych sądowych;

- rozbudowaną możliwość zaskarżania orzeczeń kończących postępowanie – nawet do dwóch instancji, z faktycznymi uprawnieniami dla sądów odwoławczych do kontroli niemal całego postępowania niezależnie od granic zaskarżenia.

Mało? Można jeszcze wspomnieć o zbyt ogólnie sformułowanych przesłankach uchylania orzeczeń sądowych w toku kontroli instancyjnej, co przecież w konsekwencji oznacza konieczność powtarzania całego postępowania. O uszczęśliwianiu oskarżonych obowiązkiem obecności na rozprawie, co wielokrotnie oznacza konieczność wieloletnich poszukiwań i zawieszanie postępowań. Nie można też zapomnieć o nieskutecznej i długotrwałej egzekucji należności cywilnych przez komorników. Mimo że sfera ta jest całkowicie niezależna od sądów, często również przewlekłości postępowań egzekucyjnych są kładzione na karb sądownictwa. Trudno o większe nieporozumienie.

Pojawia się pytanie, dlaczego mimo upływu ponad 19 lat od upadku komunizmu nie doczekaliśmy się nowoczesnych procedur sądowych zrywających z reliktami realnego socjalizmu? Gdzie był parlament, gdzie ministrowie sprawiedliwości i prezesi Rady Ministrów, których obowiązkiem było doprowadzenie do uchwalenia odpowiednich ustaw?

[srodtytul]Lawina spraw[/srodtytul]

Ustawodawca nie ustawał w ciągłym zwiększaniu kognicji sądów, bez umiaru dokładając coraz to nowe kategorie spraw, nawet gdy ich charakter nie wymagał rozpoznania przez sąd. Wystarczy wspomnieć sprawy rejestrowe, wykroczeniowe, większość spraw związanych z wykonywaniem orzeczeń karnych. Ciągłe zwiększanie ilości spraw sprawiło, że polski sędzia stał się w Europie liderem w ilości rozstrzyganych spraw.

W Raporcie Banku Światowego z 2006 r. odnotowano, że polski sędzia rocznie rozstrzyga średnio 1206 spraw cywilnych i 883 sprawy karne, podczas gdy jego holenderski odpowiednik zaledwie – 656 spraw cywilnych i 325 spraw karnych, austriacki – odpowiednio 1052 sprawy cywilne i 300 spraw karnych.

Czy wobec tego można zarzucać polskim sędziom, że za mało pracują? A może łatwiej byłoby przyznać, że po prostu mają do rozpoznania za dużo spraw? Nie będzie przecież odkryciem Ameryki stwierdzenie, że ilość spraw ma przełożenie na czas oczekiwania na rozstrzygnięcie.

[srodtytul]Anachroniczna organizacja[/srodtytul]

Obowiązkiem sędziego jest odpowiednie przygotowanie rozprawy, czyli wydanie zarządzeń koniecznych do jej zaplanowania i przeprowadzenia. Na drodze ku temu zwykle stoi kilka poważnych przeszkód wynikających z niedoinwestowania i fatalnej organizacji wymiaru sprawiedliwości.

Bezpośrednio od sędziego akta trafiają do sekretariatu, gdzie mają dużą szansę na to, by wpaść w ręce praktykanta przysłanego z urzędu pracy na półroczną pracę interwencyjną. Nie trzeba dużej fantazji, by się domyślić, że najczęściej są to osoby, które nie mają pojęcia o procedurach sądowych i nie wiążą z wymiarem sprawiedliwości żadnej przyszłości.

Jeśli już uda się wysłać właściwe przesyłki odpowiednim osobom, ich doręczeniem zajmie się Poczta Polska – ze swoim anachronicznym aparatem urzędniczym, ze ślimaczym tempem pracy, z listonoszami roznoszącymi korespondencję w porze, gdy zwykli ludzie są w pracy, a nie w domu. A korespondencja sądowa może być wysyłana wyłącznie za pośrednictwem Poczty Polskiej dzięki nieocenionej inwencji decydentów z Ministerstwa Sprawiedliwości, które już kilkakrotnie przedłużało zawartą z tą instytucją w 2001 r. umowę o wyłączności. Efektem tego są wielokrotne odroczenia rozpraw z uwagi na brak dowodów doręczenia stronom zawiadomień o terminach; konieczność odraczania rozpraw na terminy wystarczająco długie, by poczta zdołała doręczyć np. wezwanie dla świadka; problemy z wykonywaniem zarządzeń sądu o niezwłocznym zwolnieniu osoby pozbawionej wolności, jeśli przebywa ona w zakładzie penitencjarnym położnym w innym mieście niż siedziba sądu.

Nie bez problemów przebiega też wykonywanie sądowych nakazów doprowadzenia osób pozbawionych wolności z zakładów karnych i aresztów śledczych. Jest to w pełni wytłumaczalne, jeśli się zważy, że musi się tym zajmować policja powołana przecież głównie do walki z przestępczością, a nie do obsługiwania sądowych wokand.

Powstaje wobec tego pytanie, [b]dlaczego nie stworzono obsługi sędziów z prawdziwego zdarzenia z inwestowaniem w dobrych protokolantów, sekretarzy i asystentów? Dlaczego Ministerstwo Sprawiedliwości nie zapewniło sądom sprawnego systemu doręczania przesyłek? Dlaczego zrezygnowano z policji sądowej[/b], która mogłaby zająć się wyłącznie obsługą sądów w zakresie konwojowania, doprowadzania osób wezwanych czy ochroną czynności sądowych?

Może jednak warto się zastanowić, czy w takim razie rządzącym zależy na fachowym i sprawnym wymiarze sprawiedliwości, czy też może chodzi wyłącznie o to, by był on tani?

[srodtytul]Skończyć z mitem[/srodtytul]

[b]Czas skończyć z mitem, że to sędziowie ponoszą winę za zbyt długie okresy postępowań sądowych. Sędziowie nie stanowią prawa, nie uczestniczą w procesach legislacyjnych. Nie można ich obarczać odpowiedzialnością za fatalny stan polskiego prawa ani za anachroniczne i sformalizowane procedury sądowe. Sędziowie nie mają też wpływu na organizację ani ustrój wymiaru sprawiedliwości, bo one również zależą od decyzji podejmowanych przez parlament (ustawy) bądź ministrów (rozporządzenia).[/b] Trzeba mieć dużo tupetu, by w obliczu własnych wieloletnich zaniedbań i grzechu lekceważenia trzeciej władzy odpowiedzialność za przewlekłość procesów sądowych przerzucać na sądy niemające wpływu ani na obowiązujące prawo, ani na organizację wymiaru sprawiedliwości.

[ramka][link=http://blog.rp.pl/goracytemat/2008/10/20/kto-odpowiada-za-przewleklosc-postepowan-sadowych/][b]Skomentuj ten artykuł[/b][/link][/ramka]

Zarzut przewlekłości postępowań sądowych często pojawia się w publikacjach, publicznych wypowiedziach czy analizach poświęconych polskiemu wymiarowi sprawiedliwości. Zwykle bez głębszej analizy winą za ten stan obarczane są wyłącznie sądy, obsadzone przez „nieprzygotowanych fachowo sędziów” (tak Dariusz Śniegocki, dziekan warszawskiej OIRP, w wypowiedzi dla „Rz” z 6 – 7 września). Pomijając grubą niestosowność takich tez, wypada się zastanowić, czy zawsze to sądy i sędziowie odpowiadają za zbyt długo trwające postępowania? Nie zaprzeczam, że zdarzają się sytuacje, gdy to sąd odpowiada za przewlekłość, jednak głównymi winowajcami są organy władzy ustawodawczej i wykonawczej.

Pozostało 93% artykułu
Konsumenci
Pozew grupowy oszukanych na pompy ciepła. Sąd wydał zabezpieczenie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Sądy i trybunały
Dr Tomasz Zalasiński: W Trybunale Konstytucyjnym gorzej już nie będzie
Konsumenci
TSUE wydał ważny wyrok dla frankowiczów. To pokłosie sprawy Getin Banku
Nieruchomości
Właściciele starych budynków mogą mieć problem. Wygasają ważne przepisy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Prawo rodzinne
Przy rozwodzie z żoną trzeba się też rozstać z częścią krów