Zastosowanie skanowania laserowego, termowizji i termodetekcji pomoże w precyzyjnym określeniu rozmiarów i przyczyn szkód, jak również zapewni dostęp do oceny rozmiaru zniszczeń w trudno dostępnych miejscach. – Już podpisaliśmy umowy z kilkoma mniejszymi i średnimi firmami, z największymi graczami trwają rozmowy. Wierzę, że technologia ta zrewolucjonizuje rynek likwidacji szkód – mówi Maria Tomaszewska-Pestka, szefowa konsorcjum InTech 3D, która oferuje usługę. Możliwa będzie np. dokumentacja miejsc po pożarze czy skażeniu substancjami toksycznymi.
Nowatorska technologia będzie szczególnie przydatna przy szkodach spowodowanych żywiołami, dużych katastrofach, np. kolejowych, a także przy zniszczeniach upraw. Skanery i kamery mogą być umieszczone na awionetkach, czy wiatrakowcach (pojazdy przypominające małe helikoptery), a także działać z ziemi. Ich wydajność pozwala na zeskanowanie powierzchni odpowiadającej wielkości Warszawy w ciągu dwóch godzin.
– Pozwoli to gminom czy przedsiębiorstwom ocenić zasięg fali powodziowej czy prędkość jej przejścia. Z drugiej strony będzie przydatne do stworzenia map zanieczyszczeń wód i gruntów, niezbędnych przy oferowaniu coraz popularniejszych w Polsce ubezpieczeń środowiskowych – mówi Tomaszewska-Pestka. Urządzenia pozwolą też na dokumentację historii zmian w badanym obiekcie, rejestrując ich stan na początku ubezpieczenia i po wystąpieniu szkody.
Używany przez konsorcjum wiatrakowiec to prototyp na skalę światową. Wykonuje skany z wysokości 100 – 500 m. Koszt jego godzinnej pracy to około 2,5 tys. zł. Do pomiarów z większych wysokości służy samolot typu Vulcanair, który może wzbić się do 6 tys. metrów nad ziemię i pracować bez przerwy do dziewięciu godzin – za każdą spędzoną w powietrzu godzinę trzeba zapłacić około 5 tys. zł. Koszty te nie są wygórowane, jednak należy doliczyć późniejsze żmudne opracowanie skanów, naniesienie ich na mapy, wizualizacje. Cena to minimum 15 – 20 tys. zł, w zależności od charakterystyki danego zlecenia.