Pojawiają się głosy o zmierzchu kanału direct. Działające w tym modelu firmy włączają do sprzedaży tradycyjne kanały, np. agentów.
W Wielkiej Brytanii ponad 60 proc. polis komunikacyjnych jest sprzedawanych poprzez kanał direct. Na Łotwie z kolei, gdzie byłem prezesem jednej z firm ubezpieczeniowych, direct w ogóle nie istnieje. W Polsce ten model sprzedaży ma 6-7 proc. udziału w rynku ubezpieczeń komunikacyjnych i rośnie w tempie 15-20 proc. rocznie. Eksperci szacują, że składki z firm typu direct przekroczą w tym roku jeden miliard złotych. Nie sądzę, byśmy doszli do poziomu brytyjskiego, jednak w ciągu kilku lat sprzedaż w systemie direct powinna stanowić nawet 25 proc. rynku. Link4 ma w tej chwili około 2,5-proc. udział w całym rynku ubezpieczeniowym, na koniec 2012 r. chcemy osiągnąć 3 proc.
Jakie są przeszkody dla rozwoju tego segmentu?
W pewnym stopniu to nastawienie klientów, którzy w Polsce są bardzo związani ze swoimi dotychczasowymi ubezpieczycielami i boją się zmienić firmę, choć jak wynika z badań byłoby to dla nich korzystne, np. ze względu na niższą cenę ubezpieczenia. Warto więc porównywać oferty. Jest to szczególnie widoczne w mniejszych miastach, ponieważ klienci mają często długoletnią relację z agentem, i bardzo trudno przekonać ich, by zmienili formę zakupu polisy. Rozumiem to, jednak naszym zadaniem jest przekonanie ich, że przejście do directów jest bezpieczne i przyniesie im korzyści. Patrząc na rozwój i popularność np. Allegro czy Amazona, wierzę, że z czasem ludzie przekonają się do kupowania przez Internet usług finansowych na dużą skalę. Pytanie kiedy: za rok, dwa czy pięć?
Jaki procent waszych produktów kupowany jest tą drogą?