Po wielu miesiącach trzymania Polaków w niepewności rząd przedstawił wczoraj plan zmian w otwartych funduszach emerytalnych. Dokładnie w momencie, kiedy lider opozycji ogłaszał w Krynicy swój gospodarczy program, premier Donald Tusk opowiadał, co czeka przyszłych i obecnych emerytów.
– To będzie powolna agonia OFE – przewiduje Mirosław Gronicki, były minister finansów.
Cel zmian w systemie emerytalnym miał być jeden: poprawa statystyki finansów publicznych. Szef rządu, oceniając wpływ OFE na zadłużenie państwa jako „przygniatający", poinformował, że od przyszłego roku fundusze nie będą mogły inwestować pieniędzy w rządowe papiery. Te środki, które już tam ulokowały, czyli ok. 120 mld zł, trafią do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.
– To zabieg ratowniczy z punktu widzenia kryzysu finansów publicznych – odniósł się do propozycji rządu prezes PiS Jarosław Kaczyński.
Rzeczywiście, miliardy z OFE obniżą nam dług publiczny – zamiast 55 proc. PKB, zadłużenie wyniesie ok. 47 proc. PKB. – Dług nie zniknie, jego część zostaje zamieniona na zobowiązania w ZUS – ostrzega Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC. – Na jakiej podstawie rząd chce zabrać obligacje? To wywłaszczenie bez odszkodowania? – pyta Marcin Materna, dyrektor departamentu analiz Millennium DM. Fundusze wciąż będą mogły inwestować w akcje i inne papiery (np. obligacje firm), a Polacy nadal będą mogli odkładać w OFE, o ile sami tak postanowią. Na decyzję rząd dał nam trzy miesiące. Jest jednak haczyk. Jeśli ktoś deklaracji nie złoży, jego przyszłe składki trafią do ZUS.