Ubezpieczenia rolnicze to fikcja: polisę kupuje tylko co ósmy rolnik

Chociaż zmiany klimatyczne skutkują suszami, a także burzami i gradobiciem, co pogłębia ryzyko strat, nie skłania to polskich rolników do ubezpieczania się. Polisy są za drogie i niedostosowane do ich potrzeb.

Aktualizacja: 28.06.2019 06:16 Publikacja: 27.06.2019 21:00

Ubezpieczenia rolnicze to fikcja: polisę kupuje tylko co ósmy rolnik

Foto: Adobe Stock

Pojawiająca się niemal co roku susza oraz często występujące burze z nawalnymi deszczami i gradobiciem, które niszczą pola uprawne, nie działają na wyobraźnię rolników. Ci wciąż nie wykupują polis chroniących ich i uprawy przed skutkami strat wynikających ze zmieniających się warunków atmosferycznych.

Obecnie tylko 12 proc. właścicieli gospodarstw rolnych w Polsce zawiera umowy ubezpieczeń upraw rolnych i zwierząt gospodarskich. A ochroną objęte jest tylko 30 proc. areału upraw w Polsce. Dlaczego tak mało? Co z tymi polisami jest nie tak?

Czytaj także: Susza przyszła w tym roku wyjątkowo wcześnie

Polisa? To się nie opłaca

Michał Kołodziejczak, lider głośnej ostatnio organizacji rolników AgroUnia, mówi, że ubezpieczenia rolnicze to fikcja. – Polska jest narażona na realne ryzyko suszy, jednak żeby ubezpieczyć się od jej skutków, trzeba wykupić całe pakiety ubezpieczeń, które w zasadzie są nikomu niepotrzebne – zwraca uwagę Kołodziejczak.

– W pierwszej kolejności rolnik musi wykupić ubezpieczenie od ryzyka wystąpienia lawiny błotnej, osunięcia się ziemi (co praktycznie u nas nie występuje), po to, by w ostateczności do ubezpieczenia włączono ryzyko suszy. Takie sztucznie tworzone pakiety są po prostu drogie i nie opłaca się ich kupować – dodaje lider AgroUnii.

Fakt sprzedaży ubezpieczeń suszowych w pakiecie z innymi ryzykami potwierdza PZU, jeden z pięciu zakładów ubezpieczeń, które podpisały z resortem rolnictwa umowę na udzielanie ubezpieczeń z dopłatą z budżetu państwa.

– Ubezpieczenie od ryzyka suszy można było kupić tylko do 30 kwietnia. Rolnicy mogli je nabyć wyłącznie z pakietem wiosna (ochrona przed gradem i przymrozkami wiosennymi) kupowanym razem z pakietem pięciu ryzyk (deszcz nawalny, huragan, lawina, obsunięcie się ziemi, piorun) – tłumaczy Piotr Kozicki z biura prasowego PZU, największego polskiego ubezpieczyciela.

Stawki za ubezpieczenia upraw są uzależnione od wielu czynników m.in. położenia uprawy, klasy gleby oraz wysokości franszyzy redukcyjnej, czyli kwoty, o jaką pomniejszone jest odszkodowanie.

– Obecnie, w związku z panującą pogodą, widzimy duże zainteresowanie rolników ubezpieczeniem od ryzyka gradu – mówi Piotr Kozicki. – Przykładowo, dla tego ryzyka składka płatna przez rolnika za hektar uprawy (przy wydajności 5 ton na hektar i cenie płodów rolnych 800 złotych za tonę) wynosi około 8 zł – wylicza przedstawiciel PZU.

Ryzyko gradobicia jest raczej niewielkie, występuje zazwyczaj punktowo, na ograniczonym obszarze i sporadycznie. Stąd niska wysokość składki. Co innego z suszą, która przy obecnych temperaturach opanowuje coraz większe obszary naszego kraju.

Jak twierdzi firma ubezpieczeniowa Allianz Polska, towarzystwa nie chcą ubezpieczać suszy, bo to nieopłacalne. Ryzyko jej wystąpienia jest ogromne, a jeśli się już ona pojawi, występuje na taką skalę, że firmy nie udźwignęłyby kosztów wypłaty odszkodowań. Samo ubezpieczenie musiałoby być również drogie, bo im większe prawdopodobieństwo szkody, tym wyższa cena polisy. To się kompletnie rolnikom nie opłaca – twierdzi Allianz.

Na co więc liczą rolnicy, skoro nie na wypłatę odszkodowań z polis? Wszyscy pamiętają słowa plantatora papryki Stanisława Kowalczyka, który w 2011 r., po nawałnicy w okolicach Radomia zdesperowany pytał Donalda Tuska: „Jak żyć, panie premierze?". Klęska żywiołowa spowodowała wtedy duże straty w uprawach i rolnicy oczekiwali wsparcia ze strony rządu. Do dziś w zasadzie to się nie zmieniło.

Czytaj także: Nawet przezorny rolnik nie jest ubezpieczony

Przyzwyczajeni do pomocy państwa

Rolnik, który nie ma dużych zasobów finansowych, kalkuluje i jak hazardzista podejmuje ryzyko nieubezpieczania się. Wentylem bezpieczeństwa jest pomoc państwa, do której Polacy się przyzwyczaili. W przekonaniu, że wsparcie będzie, utwierdza ich rząd: – Wysokie temperatury, które nam dokuczają obecnie, powodują, że z suszą rolniczą mamy do czynienia na terenie 13 województw. Z całą mocą podkreślam, że w tym roku, podobnie jak w ubiegłym, nie zostawimy poszkodowanych rolników bez pomocy – zapewnia minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski.

Jeżeli się pojawiają podtopienia, gradobicia, wielka woda czy susza, wtedy zasada jest prosta: samorządy lub rolnicy kontaktują się z wojewodami, są powoływane komisje do szacowania strat i państwo udziela pomocy. Może być ona w postaci prolongaty spłaty rat kredytów, niskooprocentowanych pożyczek z wręcz symbolicznym oprocentowaniem wynoszącym 0,5 proc. na odtworzenie produkcji, ulgi w składkach KRUS, pomocy w spłacie czynszów dzierżawnych dla gruntów Skarbu Państwa czy zmniejszenia, a nawet odstąpienie od podatku rolnego.

Rolnicy oczekują jednak przede wszystkim na pomoc w postaci czystej gotówki, uzależnioną od powierzchni upraw. Po suszy z 2018 r. najwięcej otrzymali ci rolnicy, którzy udokumentowali 70 proc. straty danej uprawy. Stawka pomocy wynosiła 1 tys. zł za hektar, jeżeli rolnik ubezpieczył przynajmniej 50 proc. swoich upraw. Jeżeli nie miał polisy, stawka pomocy spadała do 500 zł za hektar.

– Udzieliliśmy pomocy w wysokości ponad 2,2 mld zł. To nie tylko największa historycznie pomoc suszowa, jaka była udzielona w Polsce, ale też i w skali Unii Europejskiej – mówi min. Ardanowski.

Oczekiwania wobec ubezpieczycieli

Rolnicy chcą jasnych i przejrzystych zasad w umowach. Chcą ubezpieczeń, które mają realny wpływ na prowadzoną przez nich działalność. Polis dopasowanych do problemów, z którymi się borykają – suszy, przymrozków czy gradobicia.

– W obecnym kształcie system ubezpieczeń nie działa jak należy – uważa Michał Kołodziejczak. – Ubezpieczenia powinny przyczyniać się do tego, żeby gospodarstwa rolne nie upadały. Tylko że tak się nie dzieje. Problem narasta, a najbardziej traci na tym społeczeństwo i gospodarka krajowa. Maleje liczba wytwórców płodów rolnych, przez co rosną ceny żywności – dodaje.

Plantatorzy uważają, że poprawie powinien ulec system likwidacji szkody. Kontrowersyjne i często niesprawiedliwe jest według nich szacowanie strat w uprawach. W obecnej sytuacji tylko bardziej liberalne podejście towarzystw do wyliczania rozmiaru strat, ubezpieczenia profilowane pod indywidualne potrzeby gospodarstwa i niższe ceny polis mogłyby zachęcić rolników do wykupienia ochrony.

Pojawiająca się niemal co roku susza oraz często występujące burze z nawalnymi deszczami i gradobiciem, które niszczą pola uprawne, nie działają na wyobraźnię rolników. Ci wciąż nie wykupują polis chroniących ich i uprawy przed skutkami strat wynikających ze zmieniających się warunków atmosferycznych.

Obecnie tylko 12 proc. właścicieli gospodarstw rolnych w Polsce zawiera umowy ubezpieczeń upraw rolnych i zwierząt gospodarskich. A ochroną objęte jest tylko 30 proc. areału upraw w Polsce. Dlaczego tak mało? Co z tymi polisami jest nie tak?

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Czym jeździć
Technologia, której nie zobaczysz. Ale możesz ją poczuć
Tu i Teraz
Skoda Kodiaq - nowy wymiar przestrzeni
Ubezpieczenia
Powódź impulsem zmian dla rynku ubezpieczeń
Ubezpieczenia
Za dużo regulacji, za mało polis
Ubezpieczenia
PZU sięga po nowe technologie w ubezpieczeniach zdrowotnych