Nowoczesny samolot odrzutowy ma więcej wspólnego z bolidem formuły pierwszej niż z rodzinną limuzyną. W złożonym z 3 mln części samolocie znaleźć można rozwiązania znane z samochodów.
Zmiana metody produkcji jest jednym z największych wyzwań dla Airbusa w jego 44-letniej historii: przestawienie się na nową wersję szlagierowego A320 z jednoczesnym przyspieszeniem rytmu wytwarzania nowego kompozytowego A350.
- Proszę sobie wyobrazić 30-piętrowy wieżowiec za ponad 100 mln dolarów. Następnie proszę pomyśleć, że trzeba oddawać taki wieżowiec codziennie. Tak wygląda produkcja A350 pod względem wartości i złożoności — wyjaśnia Klaus Richter, dawny szef ds. zakupów w BMW, który teraz zarządza łańcuchem dostaw dla Airbusa za 40 mld dolarów. — Firma budowlana zwariowałaby. Jej ekipy pracowałyby nad instalacją oświetlenia, a tydzień później czekałyby na nich 3 takie wieżowce — dodał.
Richter czerpie z doświadczeń w prowadzeniu jednej z bardziej napiętych sieci dostaw w motoryzacji, aby pomóc Airbusowi w nowej konkurencji z rywalem, Boeingiem, dotyczącej tym razem nowej strategii produkcji. Zamówienia wywindowały akcje obu firm, ich plany działań przemysłowych określą zwrot od kapitału inwestorów i rozwój zasobów gotówki w najbliższych latach, wpłyną na los nowych uczestników rynku, Chin i Rosji.
Znaczenie łańcucha dostaw
Łańcuch dostaw, w którym do 80 proc. kosztów produkcji w dolarach jest ponoszone na zewnątrz firmy stanowi pierwszą linię frontu w tej walce. W 1990 r. Airbus zamawiał podzespoły za 6 mld euro rocznie, do 2020 r. jego zamówienia dojdą do 50-60 mld. — To świadczy, jak ogromny nastąpił postęp w tym czasie i dlaczego musieliśmy przejść na uprzemysłowienie — powiedział Richter mówiąc o odejściu od warsztatowej kultury współpracy z dostawcami do większych wolumenów i do rytmu pracy jak w fabryce samochodów.