Polacy uzależnieni od samochodów. Raport o przyszłości polskiej motoryzacji

W dojazdach do pracy korzystamy z samochodu częściej niż większość Europejczyków, chętniej niż inni jeździmy nim na urlopy. Polacy przywiązali się do auta przez słabo rozwinięty transport publiczny.

Aktualizacja: 20.03.2024 06:13 Publikacja: 20.03.2024 03:00

W dojazdach do pracy wybieramy samochód częściej niż większość Europejczyków.

W dojazdach do pracy wybieramy samochód częściej niż większość Europejczyków.

Foto: Adobe Stock

Gdy w Unii Europejskiej transport zbiorowy nabiera coraz większego znaczenia, Polacy idą pod prąd i chcą mocniej postawić na prywatne auta. Przeszło jedna piąta badanych w Polsce uważa, że za dziesięć lat samochody staną się ważniejsze niż obecnie, a tylko 15 proc. jest przeciwnego zdania. To niemal odwrotne proporcje niż ankietowanych mieszkańców pozostałych 24 państw Europy – wynika z niepublikowanego jeszcze raportu „Przyszłość polskiej motoryzacji” międzynarodowej firmy doradczej Arthur D. Little, do którego dotarła „Rzeczpospolita”.

Polacy wbrew europejskim trendom transportowym

Z opracowania wynika, że w dojazdach do pracy wybieramy samochód częściej niż większość Europejczyków, choć drogę dojazdu mamy średnio o niemal jedną trzecią krótszą. A w ciągu roku przejeżdżamy średnio 15 tys. km, o 17 proc. więcej niż kierowcy w innych krajach.

Według autorów raportu Polacy uzależnili się od swoich samochodów i korzystają z nich przy każdej okazji, bo transport publiczny nie stanowi realnej alternatywy. – Wynika to z ograniczonej oferty połączeń kolejowych oraz nierozwiniętej lub zupełnie nieobecnej sieci transportu miejskiego w wielu polskich miastach – mówi Mikołaj Matuszko, dyrektor w warszawskim biurze Arthur D. Little.

Czytaj więcej

Warszawiacy porzucają samochody. Miejski transport bije rekordy popularności

To przywiązanie do kierownicy sprawia, że mniej niż 1 proc. polskich posiadaczy aut planuje z nich w przyszłości zrezygnować. W Europie ten odsetek jest dwukrotnie większy. Jednak o ile w krajach zachodnich wpływa na to systematyczna poprawa jakości publicznego transportu, o tyle w Polsce widać ją tylko w największych miastach. Za rogatkami z ofertą komunikacyjną zaczyna się problem.

Zdaniem Michała Beima z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu za wzrost znaczenia indywidualnej motoryzacji odpowiada głównie ucieczka na przedmieścia. Ceny nieruchomości wypychają mieszkańców poza miasta, na przedmieściach coraz częściej lokują się także pracodawcy. Mimo to oferta transportu publicznego pozostaje tam uboga. Skomplikowany system ulg utrudnia integrację taryf, w konsekwencji auto wygrywa pod względem czasu przejazdu, a nie jest radykalnie droższe w użytkowaniu.

– Ale najgorsza sytuacja jest na prowincji. Program PKS+ nie powstrzymał redukcji oferty autobusowej, a barierami dla rozwoju kolei regionalnej są granice województw. W dodatku systematycznie rozwijana sieć bezpłatnych dróg ekspresowych i autostrad jeszcze pogłębia wykluczenie komunikacyjne niezmotoryzowanych – twierdzi Beim.

Z raportu Arthur D. Little wynika, że Polacy nie korzystają z transportu publicznego głównie z powodu niskiej częstotliwości kursów i braku bezpośrednich połączeń. Jako wzorcowy przykład raport wymienia Zurych, gdzie każdy mieszkaniec ma do przystanku nie więcej niż 500 metrów, a autobusy i tramwaje kursują co dziesięć minut. Ankietowani w Polsce do mizernej oferty dokładają wysokie ceny biletów.

Brakuje pomysłu na transport publiczny

Zdaniem prof. Michała Wolańskiego ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie do zmiany przyzwyczajeń mogłyby się przyczynić poprawa oferty transportu publicznego oraz wprowadzenie ogólnopolskiego zintegrowanego systemu biletowego. Do tego potrzeba jednak systemowych rozwiązań zachęcających samorządy do współpracy: np. unifikacji systemu ulg na bilety czy zwiększenia wsparcia dla projektów metropolitalnych. A to idzie opornie: Pomorze stara się o taki projekt od połowy ubiegłej dekady.

Na razie nic nie wskazuje, by trend umacniania się indywidualnej motoryzacji w Polsce mógł być wyhamowany lub by auta z napędem tradycyjnym zaczęły być stopniowo wypierane – tak jak w UE – przez elektryki. Rząd właśnie zrezygnował z obłożenia aut spalinowych planowanym wcześniej podatkiem od posiadania. Szybciej będzie za to przybywać kilkunastoletnich samochodów sprowadzanych z zagranicy. Jak podaje Instytut Samar, w lutym prywatny import wzrósł o 37 proc., a w całym roku może sięgnąć 900 tys. szt.

Gdy w Unii Europejskiej transport zbiorowy nabiera coraz większego znaczenia, Polacy idą pod prąd i chcą mocniej postawić na prywatne auta. Przeszło jedna piąta badanych w Polsce uważa, że za dziesięć lat samochody staną się ważniejsze niż obecnie, a tylko 15 proc. jest przeciwnego zdania. To niemal odwrotne proporcje niż ankietowanych mieszkańców pozostałych 24 państw Europy – wynika z niepublikowanego jeszcze raportu „Przyszłość polskiej motoryzacji” międzynarodowej firmy doradczej Arthur D. Little, do którego dotarła „Rzeczpospolita”.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Transport
Magdalena Jaworska-Maćkowiak, prezes PAŻP: Gotowi na lata, a nie tylko na lato
Transport
Chiny potajemnie remontują rosyjski statek przewożący broń z Korei Północnej
Transport
Cywilna produkcja ciągnie Boeinga w dół
Transport
PKP Cargo ma nowy tymczasowy zarząd
Transport
Prezes PKP Cargo stracił stanowisko. Jest decyzja rady nadzorczej