Wynik jest lepszy o 160 mln złotych niż rok temu. Zysk na działalności podstawowej zaplanowany na cały 2016 rok to 125 mln złotych. Na razie wszystko wskazuje, że wynik ten zostanie przekroczony. Po pięciu miesiącach 2016 r. LOT przewiózł ponad 2 mln pasażerów, o 20 procent więcej niż rok temu. Plany na cały 2016 rok to 5,5 mln, w 2015 było to 4,3 miliona.
Skąd tak dobre wyniki? – Położyliśmy nacisk na efektywność kosztową, co owocuje wielomilionowymi oszczędnościami w porównaniu z tym, co zostało zapisane w budżecie – mówi prezes LOT-u Rafał Milczarski. - Każdy wydatek jest sprawdzany zanim pieniądze zostaną wydane. Co tydzień zarząd analizuje wszystkie procesy zakupowe. Chcemy w ten sposób zmienić mentalność w spółce i przekonać ludzi do myślenia o każdej wydawanej złotówce, jak o swojej własnej. Oczywiście duże organizacje długo się uczą, ale pierwsze pozytywne efekty zmian są już widoczne - wyjaśnia.
Strata głównie księgowa
Deklaruje, że zrobi wszystko, aby wynik był jak najlepszy, chociaż żyjemy w czasach, w których trudno planować. Przykładem jest Brexit. Decyzja Brytyjczyków wpłynęła na kursy walut, co może mieć odzwierciedlenie księgowe w wyniku netto LOT-u, nawet w wysokości 60 mln złotych. – Z tego powodu wynik netto za czerwiec może być ujemny, mimo dodatniego wyniku z działalności operacyjnej – mówi Milczarski.
Zeszłoroczna strata LOT-u na działalności podstawowej wyniosła 46,5 mln złotych, a wynik netto minus 327,1 mln złotych. Strata wynikała m.in. z księgowego rozliczenia transakcji sprzedaży i leasingu zwrotnego pięciu embraerów 170. Kolejną przyczyną była konieczność przejęcia w kwietniu 10 bombardierów Q400 po uziemionym Eurolocie. To przejęcie nastąpiło w momencie obowiązywania restrykcji wynikających ze skorzystania z pomocy publicznej. LOT przez dziewięć miesięcy musiał utrzymywać pięć dodatkowych samolotów, z których nie mógł korzystać, bo tylko pięć latało dla LOT-u w Eurolocie. Spółkę kosztowało to 30,5 mln złotych.
– Przejęcie tych samolotów oznaczało, że w tym roku mogliśmy znacząco zwiększyć liczbę miejsc. Oczywiście można było pozwolić, by wszystkie bombardiery odleciały do leasingodawcy, tyle że dziś nie mielibyśmy czym latać – tłumaczy prezes Milczarski.