Gdyby wcześniej doszło do porozumienia, podwyżki mogłyby wejść w życie od 1 stycznia 2019 roku. Ale tak się nie stało. Strona społeczna nie kwestionuje zaproponowanej kwoty, ale nie zgadza się na sposób jej podziału, zaproponowany przez zarząd. – Jest wola negocjacji ze strony związków – przekonuje Jan Guz, przewodniczący OPZZ. Choć negocjacje miały się zakończyć 16 stycznia, nadal trwają. Kolejna runda zaczęła się w środę 30 stycznia o godz. 13 i późnym popołudniem zakończyła się fiaskiem.
Jak dobrze podzielić
Według propozycji zarządu z kwoty ponad 25 milionów złotych 7,6 miliona miałoby trafić na podwyżki wynagrodzeń podstawowych (tzw. pensum), 5,8 miliona na podwyżki wynagrodzeń ponad pensum, około 4 milionów na podniesienie pensji instruktorów, a 7,3 miliona złotych zarząd chce przeznaczyć na premie, których przyznawanie zależałoby od punktualności rejsów.
Uśredniając, spółka zaproponowała podwyżki na poziomie około 14 procent. W praktyce oznacza to - w zależności od zaszeregowania stanowiska i stażu pracy - wzrost wynagrodzeń miesięcznych od około 550 do 1700 złotych dla personelu pokładowego i od około 1600 do 6300 złotych dla pilotów.
Na tym nie koniec, ponieważ planowane są dodatkowe wypłaty, niezależne od podwyżek i premii. Np. płatne mają być dwie godziny dyżuru, także wówczas, gdy załoga nie leci. Dotychczas personel pokładowy i "kokpit" dyżurowały za darmo.
– Same kwoty są atrakcyjne i uczciwe. Mam wrażenie, że związkom odpowiadają. Nie odpowiada im natomiast podział pieniędzy na poszczególne składniki. Ważne, że rozmowy trwają – mówi Dominik Sipiński, ekspert lotniczy z firmy ch-aviation. Związkowcy chcą, aby pieniądze przeznaczone na premie zostały przeniesione do puli na wynagrodzenia podstawowe. Zdaniem Moniki Żelazik, szefowej Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego, nie ma merytorycznych przesłanek, aby stało się inaczej.